Pierwsze wrażenie
Te plecy wcale nie są do końca diamentowe, jak sugeruje nazwa. Wzorem produktów konkurencji, na przykład wspomnianego Logitecha MX510, kupujący Diamondbacka może wybrać sobie wersję kolorystyczną. Jednak w odróżnieniu od myszy Logitecha, której konkretne odmiany są przeznaczone na konkretne rynki i na innych oficjalnie niedostępne, w przypadku Razera klient może dokonać w pełni świadomego i niczym nie utrudnionego wyboru. Dostępne są dwie wersje - Magma i Chameleon. Ta pierwsza kusi gracza półprzezroczystą obudową (patent znany z Vipera), która po uruchomieniu sensora dostarcza nam prawdziwie ognistych efektów wizualnych. Moja mysz testowa to druga opcja - kameleon. Na pierwszy rzut oka wygląda to dość niepozornie w porównaniu z agresywną Magmą - ot, ładnie i z połyskiem polakierowana myszka. Zielona. Zaraz... nie, czerwona. Chociaż tak naprawdę, to ona jest raczej fioletowa... i tak dalej. Na tym polega ten sposób wykończenia. Diamondback Chameleon został "wyposażony" w lakier zmieniający kolor w zależności od kąta patrzenia. Jeśli ktoś nie wie o co chodzi, a jest fanatykiem tuningu - niech przypomni sobie, jak wygląda Toyota Supra Intercars. Dokładnie ten sam efekt zastosowano w Chameleonie - tego nie da się w pełni oddać na zdjęciach, ale mysz wygląda naprawdę oszałamiająco i może być ozdobą każdego biurka. Robi wrażenie dosłownie na KAŻDYM - od rodziców, po małoletnich siostrzeńcach, na Waszych kolegach i drugich połówkach kończąc.
Zawartość pudełka z myszką - instrukcja, płyta z driverami, karta gwarancyjna, osławiony neoprenowy LANPak (w wersji uciętej) i sam Razer Diamondback. |
To samo co na zdjęciu powyżej, tyle że z innej perspektywy. |
Podobny szok może wywołać sam widok pudełka z Diamondbackiem. Po prostu roi się na nim od nalepek sponsorów, rekomendacji mediów i informacji na temat gryziona, który spogląda na nas przez przezroczysty plastik. Szczególną uwagę przykuwa największy z napisów, głoszący że nowa mysz Razera ma aż - usiądźcie wygodnie - 1600dpi! Słownie: tysiąc szcześćset. Takiego wyniku nie uzyskała jeszcze żadna mysz optyczna przed Diamondbackiem, jedynie ostatnie wersje Boomslanga mogły pochwalić się rozdzielczością na poziomie 2000dpi. To dotyczy jednak konstrukcji kulkowych, w których zasada działania jest przecież zupełnie inna i tych rezultatów w żaden sposób nie można porównać. Walorami technicznymi Diamondbacka zajmiemy się jednak w dalszej części tekstu. Jego opakowanie zawiera bowiem jeszcze kilka niespodzianek, o których warto wspomnieć. Oczywiście mamy wśród nich rzeczową instrukcję, wyjasniającą krok po kroku procedurę instalacji urządzenia. W odróżnieniu od Vipera, w którym oprócz przetłumaczonej znalazła się również oryginalna, angielskojęzyczna wersja - tu mamy jedynie broszurę w języku polskim, przyzwoicie wydaną i co najważniejsze - zawierającą stosowne informacje. Jest również płyta ze sterownikami (z obowiązkowo nadrukowanym logiem firmy), karta gwarancyjna od firmy Multimedia Vision (na okres 24 miesięcy) i coś ekstra. Po raz pierwszy dane mi było zobaczyć dodatek anonsowany już przy okazji Vipera - chodzi tu rzecz jasna o LAN-Paka. Co to takiego? Nic innego, tylko neoprenowa, zasuwana zamkiem błyskawicznym torebka, w której bez problemu zmieści się nasz gryzoń. Jest też odpowiednia wszywka, w której bez problemu i wygodnie da się umocować kabel. A jest co, bo przewód w Diamondbacku ma nieco ponad dwa metry długości. To bez wątpienia słuszny rozmiar, umożliwiający łatwe doprowadzenie go do odpowiedniego miejsca bez konieczności przesuwania komputera. Zakończony jest on (podobnie jak w Viperze) złoconym stykiem USB, możliwości podłączenia przez port ps/2 w standardzie nie przewidziano. Wracając do LAN-Paka - dodam jeszcze, że jest on wykonany w sposób nie budzący większych zastrzeżeń. Wygląda solidnie i posiada specjalną, miękką warstwę, która w razie potrzeby może zamortyzować ewentualny upadek myszy. Mógłbym się jedynie przyczepić do szycia - w niektórych miejscach wygląda na nierówne, ale nie jestem ekspertem z dziedziny krawiectwa a poza tym ten LAN-Pak ma przede wszystkim zabezpieczać mysz podczas transportu, nie ładnie wyglądać. Choć odpowiednio duże logo firmy (nie macie wrażenia, że Razer umieszcza je wszędzie tam, gdzie się tylko da? :) prezentuje się jak zawsze efektownie.
Strona główna | Wstęp | Pierwsze wrażenie | Technikalia | W akcji | Diamondback a podkładki | Podsumowanie