Pierwsze wrażenia
Karton kryjący w sobie bohatera dzisiejszej recenzji wykonany jest z matowej tektury o drobnej fakturze, która pokryta została wysokiej jakości wydrukiem prezentującym: z przodu - wygląd słuchawek, z tyłu - podstawowe informacje o produkcie w 11 językach (niestety brak opisu w języku polskim), z lewej strony - notkę zachęcającą do zakupu oraz specyfikacje techniczne, z prawej strony natomiast znajdziemy kilka słów od RazerGuy'a oraz informację o oficjalnym partnerstwie z WCG 2007.
Otwierając opakowanie poprzez górną jego część wysuwany kolejny karton pozbawiony przedniej ścianki, dzięki czemu możemy podziwiać nasze świeżo zakupione słuchawki w całej okazałości. Element z cienkiego tworzywa sztucznego z wytłoczonym logiem potrójnego węża, na którym spoczywa produkt, pokryty został delikatnym meszkiem zapobiegającym powstawaniu rys na powierzchni słuchawek podczas transportu.
Oprócz samego zestawu słuchawkowego naszym oczom ukaże się również pilot umożliwiający regulację głośności i wyciszanie mikrofonu oraz komplet wtyków: dwa typu mini-jack 3.5mm, oraz złącze USB służące wyłącznie do zasilania niebieskich diod LED podświetlających logo producenta na słuchawkach i pilocie. Zauważyć też można pokrycie kabla wykonane z syntetycznej tkaniny co dobrze rokuje na jego wytrzymałość.
Podczas wydobywania słuchawek z opakowania, na dnie kartonu znajdziemy foliowy woreczek zawierający cztery elementy: instrukcję obsługi w jedenastu językach (ponownie brak polskiego tłumaczenia), certyfikat autentyczności, prospekt reklamujący pozostałe produkty Razera oraz dwie naklejki prezentujące trzy węże znane nam jako logo producenta.
Po wypakowaniu słuchawek wypadałoby je w końcu założyć na głowę i przekonać się, czy będziemy mogli bezproblemowo spędzić w nich kilka godzin przed monitorem, tocząc wirtualne boje, nie narażając się przy tym na nieprzyjemne bóle uszu. Niestety projektanci popełnili na tym polu gafę, gdyż już po około godzinie użytkowania zacząłem odczuwać bóle spowodowane zbyt dużym naciskiem na małżowiny uszne.
Przeglądając zagraniczne serwisy, dowiedziałem się, że nałożenie zestawu na obudowę komputera i zostawienie tak na całą noc rozwiązuje problem. Po zastosowaniu tego sposobu słuchawki stały się zdatne do użytku, jednak producent zestawu powinien poważnie zastanowić się nad fabrycznym rozwiązaniem tego problemu, gdyż nie po to kupujemy słuchawki za 200zł, by potem bawić się w dość niekonwencjonalne modyfikacje.
Jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny to Razer nie zaserwował nam nic szczególnego. Są to słuchawki nauszne o budowie półotwartej (wielu zagranicznych recenzentów nie zauważyło otworów znajdujących się pomiędzy obudową słuchawek a pałąkiem), a jedynym charakterystycznym elementem są tu zakończenia pałąku, które kształtem nawiązują do zębów sympatycznych południowo-amerykańskich rybek z rodziny kąsaczkowatych, znanych nam jako Piranhie.
Przewodzenie dźwięku oraz zasilanie diod elektroluminescyjnych zapewnia pojedynczy kabel wprowadzony do lewej słuchawki. Jak już wcześniej wspominałem, został on pokryty wytrzymałą tkaniną, więc niestraszne mu będą bliskie spotkania z nogą od krzesła, czy też nagłe szarpnięcia. Lewa słuchawka to również miejsce, w którym zamontowano mikrofon. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że nie można go wyginać, jednak na odcinku pokrytym gumą jest możliwość naginania pałąka mikrofonu według indywidualnych potrzeb.
Pilot umiejscowiony jest 80cm od słuchawek, co powinno być odległością wystarczającą nawet dla osób o wysokim wzroście, aby bezproblemowo przypiąć go do paska za pomocą umieszczonej na tylnej ściance żabki. Pokrętło regulacji głośności stawia odpowiedni opór, a jego budowa prezentuje się dość porządnie. Nieco gorzej jest w przypadku przycisku wyciszającego mikrofon, który został słabo dopasowany, przesuwa się dość lekko oraz nie ma żadnego oznaczenia. Nie wiemy więc kiedy mikrofon jest włączony, a kiedy wyłączony.
Po oględzinach pilota, podążamy w dół po kablu przez następne 140cm, aby natrafić na rozgałęzienie. Od tego momentu trzy przewody chronione są już tylko gumą. Ten 80cm odcinek umożliwia swobodne podłączenie mini-jacków oraz USB, nawet gdy nie znajdują się zbyt blisko siebie. Końcówki wtyków są dość drobne i jeśli ktoś ma zwyczaj wyciągania ich za kabel to prawdopodobieństwo naderwania przewodów będzie dość spore.