Logitech G9 | Recenzja

Mam kolejną okazję przetestować myszkę zaprojektowaną przez Logitecha. Ostatnio trudom moich badań sprostać musiał odświeżony model G5. O ile wówczas można było mówić o powolnej ewolucji względem starszych produktów, to najnowsze dzieło szwajcarskiej marki to rewolucja. Flagowy okręt we flocie marki - Logitech G9, znacznie różni się od swoich starszych braci. Projektanci porzucili obłe kształty znane jeszcze z czasów mx500. Nowy członek rodziny jest krótszy, ale i szerszy. Można by powiedzieć muskularny. Po chwili zastanowienia, przypomniałem sobie, że już coś takiego gdzieś widziałem. Widać delikatne nawiązanie do legendarnego Logitecha Wingman.

W środku na wskroś nowocześnie, znajdziemy tutaj jeszcze bardziej zaawansowany (przynajmniej teoretycznie) sensor. Inżynierowie nie zapomnieli również o niezbędnym ekraniku LED i dodatkowych ciężarkach. Myślicie, że to koniec? Dodatkowo w pudełku znajdziemy wymienną obudowę, zmieniającą nieco kształt gryzonia. Jednym słowem wszystko, czego potrzebuje nawet najbardziej wymagających gracz. Otrzymujemy zatem mariaż klasycznego kształtu z najnowocześniejszą technologią. Co z tego połączenia wyniknie?

Najnowsze dziecko Logitecha to odpowiedź na nową myszkę Microsoftu. SideWinder wygląda równie niecodziennie co G9, czyżby nastała nowa moda? Z drugiej strony przychodzi konkurencja znacznie tańszych, starszych modeli. Mimo upływu lat nadal są chętnie wybierane przez najlepszych. Głównymi punktami odniesienia będą Logitech G5 oraz moje prywatne IE 1.1, mogące się pochwalić rozdzielczością jedynie 400 DPI i absolutnym brakiem bajerów. Pojedynek Dawida z Goliatem? Czas to sprawdzić.

• 1