Poczucie winy za drugą wojnę światową daje się naszym zachodnim sąsiadom mocno w znaki. Niemieccy politycy coraz poważniej myślą o tym, żeby zabronić w swoim kraju produkowania i grania w, ich zdaniem, brutalne gry.

W tym roku doszło jeszcze do innego incydentu, z którego Niemcy chyba nie mogą być za dumni. Chodzi oczywiście o tragedię w Winnenden, gdzie doszło do strzelaniny w wyniku której 17-latek zabił kilka osób. Okazało się, że przed tragedią (na dwie godziny przed wydarzeniem) młody zbrodniarz grał w Far Cry 2.

Magazyn Spiegel podał w ten weekend, że 16 ministrów spraw wewnętrznych niemieckich landów złożyło do Bundestagu (odpowiednik sejmu) wniosek o totalny zakaz produkcji oraz dystrybucji gier, gdzie można ujrzeć sceny przemocy. Oczywiście, politykom wydaje się, że rzeź w Winnenden była skutkiem pobudzenia agresji przez FC2. Jeżeli postanowienie zostanie zatwierdzone, cała branża, z Crytek na czele (które aktualnie pracuje nad Crysis 2), będzie musiała przenieść swoje siedziby. Równie ciężkie życie mogą mieć tamtejsi gracze Counter-Strike'a, który za Odrą jest bardzo popularny. Granie w produkt Valve będzie przecież karany prawnie.

Miejmy jednak nadzieje, że ludzie na wysokich stanowiskach w porę się opamiętają i zignorują dość śmieszny projekt ustawy, przez które społeczeństwo niemieckie będzie skazane na najnowsze Simsy (zakładając oczywiście, że Simowie nie będą brali udziału w bijatykach).