Z czym to się je?
Słuchawki otrzymałem w dosyć małym opakowaniu, które jednak w zupełności wystarcza. Nie możemy bowiem liczyć na jakiekolwiek bonusy – nie jest to może wada, ale tak drogi zestaw mógłby zawierać cokolwiek – np. kartę muzyczną podłączaną do USB, jak w jednym z konkurencyjnych modeli.
W samym opakowaniu znalazłem dodatkowo piankową główkę na mikrofon. Czas jednak przyjrzeć się temu, co nas najbardziej interesuje – słuchawkom. Zostały zaprojektowane bardzo oszczędnie, ale jednocześnie elegancko, co bardzo mi się spodobało. Nie rzucają się w oczy wymyślnymi kształtami, tylko spokojnie wpasują się w gusta nawet najwybredniejszych użytkowników. Ich kolor – czarny wymieszany z szarym – podkreśla klasyczną budowę. Cieszę się, że firma Sennheiser nie poszła za nowoczesnymi trendami i ich sprzęt nadal wygląda tak, jak powinny wyglądać produkty z najwyższej półki.
Wyglądają jak należy, ale jak leżą? Równie świetnie. Pałąk, regulowany w bardzo szerokim zakresie, dobrze dopasował się do mojej głowy, która jest przeciętnych rozmiarów, więc inni też nie powinni mieć większych problemów. Dodatkowo jest on wyłożony miękkim, grubym materiałem, co sprawia, że słuchawek prawie nie czujemy. Jednak po dość krótkim czasie materiał ten zaczął się lekko odklejać, co wyglądało nieschludnie. Nie przeszkadzało jednak w użytkowaniu. Dodam, że ważą one tylko 200g, toteż nawet po całonocnym graniu nie odczuwałem dyskomfortu. Same muszle zakrywają całe uszy, nie dochodzą do nas żadne dźwięki z otoczenia. Są również wyłożone miękkim materiałem, a głośniki w środku są odpowiednio oddalone od membran.
Cały zestaw dopełnia mikrofon. Jest to jeden z najsłabszych elementów tego zestawu. Jest krótki i właściwie nie można go odpowiednio ustawić względem ust – porusza się tylko pionowo. Nie wspomnę już o niemożliwości zginania go, czyli przybliżania lub oddalania od twarzy. Uratować nas może tylko dobra konfiguracja karty dźwiękowej, ale osobiście i tak musiałem mówić nieco podniesionym głosem. Nie tak to powinno wyglądać w słuchawkach przeznaczonych dla graczy.
Pozostaje nam kabel, który ma aż 3 metry. Znajduje się na nim mały panel regulacji głośności oraz przycisk włączający oraz wyłączający mikrofon. Można go przypiąć np. do koszuli, co ułatwia radzenie sobie z długim kablem. Wydaje się, że 3 metry to niewątpliwy plus, ale…uważam to za małe przegięcie w drugą stronę. Myślicie pewnie, że podłączałem je do portu z przodu obudowy – nie, były wpięte bezpośrednio do karty dźwiękowej z tyłu, a i tak kabel plątał się pod krzesłem. Fakt faktem, że przy wstawaniu sprzed monitora żeby np. wziąć telefon z biurka oddalonego o ponad metr było to duże ułatwienie. Ale zawsze można ściągnąć słuchawki.
Nie mogę powiedzieć, że zakochałem się od pierwszego wejrzenia – ale wrażenia były jak najbardziej pozytywne, już po wstępnych testach. Nadszedł jednak czas na prawdziwy sprawdzian.