X-Fi Xtreme Gamer - Oględziny
Zazwyczaj w recenzjach staram się nie przykładać wielkiej uwagi do pudełka, w którym dostarczany jest produkt. Najważniejsza jest zawartość, a nie opakowanie. W przypadku Sound Blastera X-Fi Xtreme Gamer zmuszony jednak jestem odstąpić od tej niepisanej zasady - a pobudki mną kierujące nie są wcale optymistyczne. Dzisiejszy świat oszalał na punkcie ekologii. Najtęższe umysły naszego globu zastanawiają się jak zmniejszyć ilość generowanych niepotrzebnie odpadów. Tymczasem projektanci Creative'a nic sobie z tego nie robią. Ich karta dźwiękowa pakowana jest w olbrzymie pudło, do którego zmieściłoby się pewnie z 10 takich urządzeń. Tymczasem w moim kartoniku znalazłem tylko jedno, dodatkowo raczej małych rozmiarów. Dla zobrazowania sytuacji, wierzchnie opakowanie Xtreme Gamera swoimi rozmiarami nieznacznie ustępuje 17 calowemu ekranowi monitora LCD. Kuriozum?
Ja jednak nieustępliwe brnę dalej i przystępuje do dalszej penetracji wnętrza kartonika. W środku napotkamy następny, jednak znacznie mniejszy, pieczołowicie złożony kawałek tektury. Jak się okazuje, jesteśmy już bardzo blisko naszej karty dźwiękowej. Kilka ruchów ręką i naszym oczom ukazuje się główny bohater dzisiejszego testu - Sound Blaster X-Fi Xtreme Gamer. Panowie z Creative'a zabawili się z nami, nieco w stylu słynnych rosyjskich Matrioszek. Zdecydowanie nie byłbym jednak sobą, gdybym w całej tej sprawie nie znalazł drugiego dna, a jakże!
Osoby liczące po cichu na ekstrawaganckie dodatki mogą bez obaw opuścić ten akapit. W zestawie nie znajduje się nic, co mogłoby choć na moment skupić na sobie naszą uwagę. Poza samą kartą dźwiękową płacimy za dość lakonicznie zredagowaną instrukcję, szczęśliwie tym razem w języku polskim (co wcale nie jest tak oczywiste w wypadku wielu innych produktów). Na deser zostaje papierowa koperta, wewnątrz której kryją się sterowniki na płycie CD. Byłbym zapomniał o nalepce na obudowie. Trochę skromnie, przydałoby się coś ekstra. W podobnie sytuowanym cenowo produkcie ASUSA - Xonar DX, znajdziemy również "śledzia" o niskim profilu, śrubki oraz przejściówkę do kabla optycznego.
Nim jednak zdecydujemy się zamknąć obudowę i zaczniemy przygotowywać się do testów, warto przyjrzeć się budowie naszej karty dźwiękowej. Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy jest dotąd rzadko spotykany na urządzeniach tego typu, aczkolwiek często stosowany w przypadku innych części komputerowych, radiator. Czarny kawałek metalu przybrał charakterystyczny kształt, mający pomóc w odprowadzaniu ciepła z procesora dźwięku - Creative X-Fi. W czasie testów jego powierzchnia delikatnie się nagrzewała, wygląda na to, iż nie jest to kolejny chwyt marketingowy a zabieg konieczny do utrzymania stabilności karty. Całe szczęście, że wystarcza pasywne chłodzenie, hałaśliwych wentylatorów w naszych komputerach mamy już aż nadto.
Pełni ono trzy funkcje, lecz tylko jedną z nich możemy wykorzystywać w danym momencie. Jeśli podłączymy mikrofon, pobędziemy się wtedy możliwości korzystania z wejścia liniowego oraz wyjścia optycznego. Sytuacja powtarza się w każdej z możliwych kombinacji, w końcu znajduje się tam tylko jeden jack. Bardziej wymagającym użytkownikom może to dość mocno doskwierać. Wiele osób podłącza komputer do zewnętrznego dekodera, na przykład do amplitunera wysokiej klasy. Dlaczego gracz musi wówczas rezygnować z używania mikrofonu? Połowicznym rozwiązaniem tego problemu jest możliwość wyprowadzenia złącza mikrofonu i wyjścia liniowego na przód obudowy, nie ma jednak róży bez kolców. Nie każda obudowa posiada takie udogodnienie, dodatkowo plątanina kabli na froncie nie wygląda zbyt estetycznie. Takie połączenie nierzadko odbija się również negatywnie na jakości dźwięku, gdyż tanim komponentom użytym w obudowach daleko do doskonałości.
Wstęp | Oględziny | Testy | Testy praktyczne | Podsumowanie