Upadek "pierwszego"?
QuakeWorldowa scena nieubłaganie chyli się ku końcowi. Coraz mniej graczy, coraz mniej świeżej krwi, za to coraz więcej dziwacznego podejścia, często prowadzącego do tak ostatnio popularnego WO. Wszystko to, co na początku letniego sezonu miało napędzić tę podstarzałą scenę, w jakiś dziwny sposób zaliczyło falstart, tudzież finiszowało z wszechobecną otoczką kontrowersji. To, co jeszcze kilka lat temu pozwalało nam czuć się dumnym, wyróżnionym czy docenionym, dziś spoczywa na dnie ludzkiego umysłu, tak jakby nigdy nic nie znacząca myśl. Tak, tak, okrutny potrafi być ten czas.Tykające wskazówki zegara – tik, tak, tik, tak – i zapominamy. Odchodzą smutki, żale, a wraz z nimi mała cząstka nas samych. Cząstka, która kiedyś była ważną częścią naszego życia - potrafiącą niczym nie myląca się nauczycielka, ocenić co jest dobre, a co złe, co istotne, a co nie. Panta rei...
Gdy kilka miesięcy temu ekspresowo ruszyła kolejna z Duelmanii, byłem bardzo „podniecony” kolejnym wielkim turniejem (wielkim, bynajmniej nie dlatego, bo tak go nazwali organizatorzy!). Znów na cybernetycznej arenie mieli pojawić się wszyscy pasjonaci meczów solo, by stoczyć między sobą niezliczone pojedynki o miano tego najlepszego. Wszystko oczywiście przy doskonałej organizacji, jasnym i przejrzystym regulaminie oraz w asyście doświadczonych sędziów. Pięknie i cudnie, tylko szkoda, że gracze po prostu olali ligę, a przynajmniej ich polskie eliminacje. Przez pierwsze dwa tygodnie było bardzo bojowo – mecz i raport, mecz i raport, mecz i raport. Z czasem jednak zapał ustąpił miejsca lenistwu, arogancji i bezmyślności – eliminacje zaliczyły falstart na kilka rund przed decydującymi wynikami – zresztą i tak pewno wygrałby Avenger, prawda ?
OK, zgadzam się - po co marnować czas na zakończenie rozgrywek, skoro i tak znamy już kolejność na podium. Turniej, w którym losowo połączeni polscy gosu, graliby w jednej drużynie, ramię w ramię ze średniakami, jest o wiele lepszym rozwiązaniem, bo tu już trudniej wydedukować zwycięzcę! Losowanie na ircu trwało bite dwie godziny, każdy był w euforii, gdy kapitanowie dobierali sobie graczy, każdy się śmiał, gdy padały nazwy miksowatych drużyn (hi, Herubinki) – i na tym się skończyło. Scena żyła całym przedsięwzięciem nie więcej niż kilkanaście dni, by po rozegraniu dwóch lub trzech meczy, porzucić ten jakże „kiepski” pomysł do śmietnika – zresztą nie ma co się martwić, skoro to nie pierwszy i nie ostatni. Zawsze przecież było masę pomysłów i masę ludzi z zapałem gotowych poświęcić parę godzin ze swojego „marnego” życia. O Boże, a to że scenie QW znudziły się rozgrywki o pietruszkę, to wina niekorzystnego ułożenia planet.
Zresztą polska scena QW od dłuższego czasu przypomina ciało bez serca. Senny zombiak, który potrafi być często niemiły, z dziwnym poczuciem humoru oraz ciętym, sarkastycznym językiem. Ta sama kupa mięsa, mająca swoje własne koryto - pełne paszy - nie dopuszcza do siebie nikogo nowego, nikogo z zapałem i wigorem, jakby nowa krew była zupełnie niepotrzebna. Dopiero gdy wzajemne docinki zaczynają nudzić, a wymęczone zwłoki obsiada masa robaczków, ciało zaczyna marudzić i upominać się o transfuzje świeżej krwi, która mogłaby postawić trupa na nogi. Nie, nie, postawa naszej istoty wcale się nie zmienia w tym momencie, po prostu pod wpływem świetlanych wspomnień o starej, dobrej scenie QW na ircowych kanałach wymawiane jest więcej słów za, niż przeciw . I tyle! No ba, czego więcej się spodziewaliście? Chyba nie tego, iż ogólne nastawienie, charakteryzujące się nadętym buractwem ulegnie zmianie.
Przecież już raz, świat Quakeworlda uległ drastycznym zmianom, gdy koło 1999 roku mogliśmy spokojnie chodzić do kafejek, zmieniając tym samym własne oblicze z HPB na LPB. Od tego momentu, nasza rodzina scena przestała interesować się własnym „ja”, a zwróciła swoje oczy ku prowadzeniu wojen na europejskich ziemiach. Areną rozgrywek stał się wszystkim doskonale znany Nations Quake Ranks, a celem prestiż, sława i wieczne uwielbienie przez masy. Zasoby ludzkie można było przemnożyć razy dziesięć, co dawało nieograniczone możliwości względem nowych pojedynków. Ale dziś i to już nie wystarcza. Co prawda na początku ósmego NQR nic nie zapowiadało, iż w tych rozgrywkach będzie więcej WO niż meczy (no dobra, dobra, dla maruderów oznajmiam, iż to także zależy od tego, którą dywizję weźmiemy pod lupę). Tak więc pierwsza liga, rozpoczęła swoje playoffy od sześciu drużyn, które awansowały z grona ... siedmiu teamów – nie śmiać się proszę. Ilość mała, wręcz budząca niesmak w europejskim półświatku, bo jak to możliwe by tylko tyle klanów dokończyło tak prestiżową pierwszą ligę. Atakowaliśmy cały czas Slackersów (bo nie byli tacy l33t), ale przecież nikt nie kazał im opuszczać swojego stanowiska! Hard Guns Crew z kolei miało przejść małą transplantację organów, ale niestety zabrakło dawców jak Europa wielka i szeroka. Trudno, zawsze można się poszczycić, iż przynajmniej finał został rozegrany. Można się czepiać, iż zwycięzcy – Fragomatic, zbyt łatwo i jednostronnie wygrali w finale, i że nawet walka w drugiej lidze o najwyższe podium stała na wyższym poziomie niż ta z ekstraklasy.
Ale ja się tylko czepiam i czepiam. Ostatnio nawet dostałem w twarz tekstem, iż lepiej gdybym sam coś zorganizował, a nie tylko krytykował, bo banialuki każdy może wypisywać – czy jakoś tak to było, nie pamiętam. Krew mnie zalewa gdy na to wszystko patrzę. Szczególnie, gdy odpalam QW i wchodzę na Dm6. W tym momencie przypomina mi się nasz stary, dobry i poczciwy papież – Polak, który przemawiając przed kilku tysięcznym tłumem w Wadowicach, zaczął wspominać gdzie jadał, gdzie pił i gdzie zaczął swoje kapłaństwo. Wszystko to sympatycznie skwitował – „Tu wszystko się rozpoczęło”. U mnie też na tej arence, w domku przed ośmioma, dziewięcioma latami ( sick!, dziadek już jestem) przy asyście LukPlastMana i MyCy zacząłem swoją przygodę z raczkującym e-Sportem. Masa wspaniałych wspomnień, wielkich jak na tamte czasy wydarzeń, które – jak się teraz okazuje – znacząco wpłynęły na dzisiejszy gaming. Były pierwsze, małe zjazdy z komputerami, pierwsze lanparty z prawdziwego zdarzenia (Mysłowice), pierwsi „idole” (Plast, Macler, HeadHunter). Rodziły się takie gwiazdy jak Sujoy, Kane, Xenon, Thresh czy Lakerman, czy legendarne powerhousy jak Sk-Gaming, Team 9 czy Deathrow, nie wspominając już o takich eventach jak pierwszy międzynarodowy turniej, który wygrał wyżej wspomniany Kane, pierwszy bootcamp pomiędzy 9 i Deathrow w USA, czy pierwszy szok, jaki dostarczył mi widok Sectopoda używającego w grze speedjumpów (a wiecie, iż był to bug ID Software? Bug, który potem celowo został wprowadzony do Q2 i Q3?).
Tak, to już było, gdzieś tam przeminęło z wiatrem – a na opisanie tego wszystkiego potrzebna by była całkiem nowa kolumna. Ale ja nie o tym. Patrząc na to, co dziś serwuje nam scena QuakeWorda, mam ochotę trzasnąć drzwiami i wyjść - zakończyć już ten umęczony rozdział mojego życia. Jedynie co podtrzymuje to, iż nadal od czasu do czasu gram w "pierwszego", jest fakt, iż taka sytuacja miała już miejsce kilka razy w historii tejże sceny. Najpierw, gdy wyszła druga odsłona Quake’a, a potem, gdy świat zachłysnął się Q3 i CPMa.
Tak więc usiądę i gdzieś w cieniu poczekam na rewolucję, bo warto znów zobaczyć jak ludzie grają nie po to, by zabić czas lub wyżyć się na innych, ale po to, by wygrywać - wtedy, gdzieś pomiędzy pikselami, można dostrzec ten znajomy błysk w oku - ten sam, który towarzyszył nam wszystkim, podczas pierwszego meczu w ukochaną gierkę.
Koniec narzekania.
#0 | Icarium
2005-06-11 06:13:45
Geniusz QW polega między innymi na tym, że fizyka tej gry nie została poddana żadnym modyfikacjom i ograniczeniom, że nie została ZAPLANOWANA, jeśli wiecie co mam na myśli. Dlatego movement i zachowanie postaci są tak fantastycznie hardkorowe, pozostałe kłejki to dla mnie karły w porównaniu z QW, a inne fpp to nędzne namiastki.
QW to prawdziwa hardkorowa masakra, nie zarażona komercją, marketingowymi chwytami, balansem broni czy ograniczeniem movementu.
No i te mapy, REWELACYJNE, nie do opisania. W porównaniu z tym co widziałem w ut2kx, są po prostu boskie. Tylko Q2 ma równie dobre mapki. Dm6 jest mistrzostwem, rozłożenie giwer i amunicji, układ teleportów, wszystko to sprawia, że nikt nie może stwierdzić iż QW to zwykłe bezmyślne napieprzanie - ta mapa wymusza taktyczne myślenie i predykcję na wysokim poziomie. Dm4 za to \"wspiera\" zupełnie inne podejście, a oferuje takie jazdy, że nieraz z kumplami śmiejemy się do łez, hehehe. Ztndm3 i aerowalk, co prawda nie defaultowe, ale dla mnie to jedne z najlepszych duelowych mapek wszechczasów (q2dm1 im dorównuje). dm3 i dm2 także oferują absolutnie zajebistą rozrywkę.
Fajnie być noobem w QW, poznawanie takiej gry to coś pięknego. Jakże żałuję, że spóźniłem się o prawie 10 lat... Cóż to musiał być za ubaw: grupka maniaków bez pojęcia o esporcie, pr0 bredniach, myszkach i podkładkach zaczyna napierniczać w grę, w której tkwi potencjał na całe lata nauki.
#0 | [DC]shamoth
2005-06-11 17:40:45
#0 | Qsp
2005-06-11 18:31:39
#0 | bhaal1982
2005-06-13 14:00:42
edit:jesli na komentarzach inaczej sie zdjecia wrzuca prosze kogos o napisanie do mnie wiadomosci z instrukcjami ;) bede je wrzucal tutaj: http://www.imageshack.us/ i najwyzej dam po prostu wam linki do tych fotek ale bez \"podgladu\" chyba ze moge z podgladem takim malym ?
edit2: hmmm kumpel sie nie odzywa ale napewno beda fotki obiecuje :) pozdr
#0 | bhaal1982
2005-06-14 20:35:46
przed wami M3 Mylowice FRAGPARTY :)
i jak podobaja sie :D to zaledwie czesc... jak chcecie wiecej zamieszcze tylko prosze napisac pozdr papa
edit:mam nadzieje ze dobrze wrzucilem fotki... ? bo nikt mi nie napisal jakie tutaj za regoly :) pozdr
#0 | reCOrd
2005-06-16 16:27:38
http://english.chosun.com/w21data/html/news/200506/200506140037.html
fragomatic to szwedzki klan trol :}