Poznań Game Wrażenia
Działo się na PGA, oj działo się! Udział w takich imprezach nie tylko bawi, ale i kształci, gdyż można dowiedzieć się wielu rzeczy o sobie i innych. Ja na przykład dowiedziałem się, że wyglądam na takiego co słucha Timberlake'a i jestem Mongołem, ale o tym później.Trochę, żałuję, że do Poznania przyjechałem dopiero w sobotę koło południa, ale wiadomo - prawdziwe gwiazdy zawsze się spóźniają, tak więc przepraszam, że musieliście na mnie czekać! Nie no żartuję, ale całkiem serio żałuję, że nie byłem tam wcześniej.
Może popykałbym sobie w jakieś gierki na łiiiiiiii, może odbiłbym nexhie Lechowi czy po prostu przygotowałbym się lepiej do relacji dla eSports.pl. Wszystko - co by było gdyby, a fakty są takie, że w trakcie podróży poznałem lepiej Trolla, Ice'a czy SweepeRa i w ogóle masę innych ciekawych ludzi. Zapewniam, że widok gottiego późnym wieczorem na dworcu w Katowicach nie jest przyjemnym przeżyciem, na szczęście zamiast bejsbola trzymał w ręce komórkę i mówił coś o koszulkach.. ufff. Mniejsza z tym, do Poznania przybyliśmy zgodnie z planem ok. 12:00. Wielki rush, ustawianie kompa, szukanie ekipy, przywitanie się z kim tylko można i do pracy.
Większość czasu w sobotę spędziłem na uzupełnianiu relacji, siedząc w Media Roomie. W ogóle to świetna sprawa, ulokowanie zawodników i mediów w jednym miejscu. Z jednej strony niby wielka impreza dla publiki, niby targi gry, niby zabawianie dzieciaków na scenie, ale tak naprawdę sercem imprezy był właśnie Media Room, gdzie znajdowali się gracze głównych turniejów (ET, CS, Q4). Czyli jednym słowem, swojskie lanparty pośrodku targów gier - idealny kompromis, każdy był chyba zadowolony z tego rozwiązania. Każdy - może przesadzam, gdyż kilka osób było zawiedzionych tym, że gracze nie będą na widoku, bo przecież sponsorzy, bo przecież trzeba się pokazać...
Na szczęście organizatorzy PGA wiedzieli, że liczy się przede wszystkim dobra atmosfera, spokój zawodników, powszechny luz i swoboda. Graczy ulokowano niby w Media Roomie, ale tak naprawdę nie kręciło się tam dużo prasy, większość ekip krążyła wokół kolorowych stoisk HS czy biegała za Mit0sem i Rafałem - jedynie kumaci pomyśleli, że gracze są w osobnym, zaciemnionym pomieszczeniu i to przede wszystkim o nich tutaj chodzi. Nie było ich jednak sporo, gracze mieli więc względnie dobre warunki do gry - każdy z "branży" wiedział, że nie wolno pstrykać fotek z fleszem wprost w twarz grającego zawodnika. Uprzejmie czekano na koniec rundy lub robiono fotki bez lampy.
Co do samych zawodów, w zasadzie to nie miałem pojęcia kto grał w sobotę w Enemy Territory, pogadałem chwilę ze Znajdą, kibicowałem zawodnikom The Netrunners, siłowałem się moment z LoCkiem, popatrzyłem jak się Doktor wylansował przez te lata czy zobaczyłem nowe kolczyki Ac|Da - same nowości. Jeśli chodzi o grę, to Europa ogólnie karała, Polacy musieli się nieźle pomęczyć, żeby na własnym terenie z nimi powalczyć, ale ostatecznie było do przodu. Zawiodłem się strasznie na Team-Delta, nie mieli szczęścia tamtego dnia, ale moim zdaniem gwiazdy, które mają w składzie stać na dużo więcej niż to co pokazały. Wypalili się już do cna? Oby nie. Mam wrażenie, że Irlandia nie służy skillowi "najlepszego gracza w Europie". Kamilu! Wracaj czym prędzej!
Ostatecznie złoto w turnieju Enemy Territory wywalczyli protegowani Mit0sa, czyli ekipa FearFactory.X-Fi X-Fi X-Fi.. Rozdanie nagród było sprawiedliwe, co tam, że jedna z drużyn stała całkowicie za plecami innej - winić można tutaj tylko samych zawodników. Wróćmy może do meczu finałowego, czegoś takiego nie spotyka się na co dzień, a w niektórych grach jest to nie do pomyślenia! Mam na myśli dogrywkę w finale pomiędzy The Netrunners a FearFactory.X-Fi. Ktoś zarzucił hasłem - gramy nożówkę na oasis, gracze byli już tak zmęczeni, że było im wszystko jedno (przed finałem dogadali się, że 8 kafli, które były do zgarnięcia za dwa pierwsze miejsca dzielą po równo, niezależnie od zajętego miejsca). Te okrzyki, ta wrzawa - cały dzień czekało się na taką atmosferę, szkoda, że nie było już widzów na trybunach, przykro, że nagrody rozdawano w pustej sali...
To tylko drobne minusy, liczy się przecież to, że najważniejsi byli tutaj gracze, a to oni chcieli rozegrać finały jeszcze tego samego dnia i jechać wcześniej do domów. Organizatorzy mogli przecież zmienić harmonogram, ale tego nie zrobili, właśnie z uwagi na graczy! A przecież to jest najważniejsze, aby zawsze i wszędzie chodziło o graczy - nie o kasę, nie o media, tylko o graczy! Brawo, bijmy im brawo..
Drugiego dnia byłem już punktualnie przed dziewiątą, zobaczyłem ich - mistrzów świata w Counter-Strike'a. Patrzyłem jak naklejają im naklejki na sprzęt - im, mistrzom świata! Przywitałem się z nimi - z mistrzami świata! W ogóle scena CS'a jest pełna wewnętrznych sporów i napięć, miałem wrażenie, że nagle ktoś sfiksuje i utraci kontakt z rzeczywistością, że nagle dojdzie do walki na noże, tym razem nie na wirtualnych arenach. Dziwna scena, dziwni ludzie, przecież to tylko gra. Może posiedzę chwilę dłużej w Counter-Strike'u. W innych grach, to co jest nazywane skakaniem po klanach, w ceesie jest normalne. Jednak pewna mądra sentencja mówi, że w świecie złożonym z nienormalnych, nienormalny jest normalny, warto zapamiętać te słowa.
Zastanawiam się do teraz, czy gracze "kamper-strajka" słyszeli kiedyś o lojalności, o przyjaźni.. Odkąd Pentagram G-shock zdobył złoto na WCG innym graczom coś się w głowach poprzestawiało, pisze tutaj ku przestrodze - Pentagram jest tylko jeden! To, że oni zaczęli wygrywać, nie znaczy, że nagle każdy polski gather będzie triumfował ma imprezie pokroju WCG. Na to potrzeba wielokrotnych treningów, czasu spędzonego na wspólnych imprezach, turniejach - nie od razu Kraków zbudowano.
Powróćmy jednak do turnieju. Nie mam bladego pojęcia o Counter-Strike'u jako grze, w sumie przypominała mi trochę moje ukochane ET czy RtCW - w końcu też były granaty, karabiny czy dynamity. Coś tam strzelało, wybuchało, ale te emocje, te emocje podczas gry dwóch drużyn! Tego nie znajdziecie w innych grach, nie miałem pojęcia kto wygrywa, ale serce waliło mi jakbym miał na liczniku przynajmniej 260km/h, podczas jazdy krętą drogą rozklekotanym samochodem bez hamulców. Mecze CS'a są świetne do oglądania, zwłaszcza zza pleców zawodników. Gorąco polecam!
W sumie najbardziej utkwił mi w pamięci mecz pomiędzy Pentagram G-shock a Frag-Executors.Simplus, który ostatecznie zakończył się remisem 15:15. Nie pamiętam do końca o co tam biegało, ale był moment kiedy każdy mówił, że mecz wygra FX, ludzie chcieli już stawiać na to miliardy, sprzedawać nerki; w sumie chodziło o jakąś kasę, że niby PGS jej nie ma, więc FX wygra. Nie wiem, chyba nie chodziło o to, że jeśli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o kasę, ale ktoś ostatecznie wydobył jakieś drobne z kieszeni i rzucił do Neo czy LUqa, bo uratowali wynik. O Boże, jaki lament się wtedy rozległ! Wszystkie oczy nagle zwróciły się w stronę meczu The Netrunners vs. Team Wilda.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły, że to właśnie NETR powinno wyjść na miejscu drugim z grupy prosto do finału z PGS, ale mecz z Wilda musieli wygrać. A tu zonk, nie szło im póki co po myśli. Niby w pierwszej rundzie (nie wiem, nie znam się na CS) wygrali sporą przewagą i teraz wystarczyło im zdobycie kilku punktów, jednak Wilda nie dawała za wygraną tak łatwo. Gracze w czerwonych koszulkach ostatecznie przeszli dalej, spotykając w finale niepokonanych dotychczas w Polsce "Pentosów". Niespodzianki nie było - wygrali oni - mistrzowie świata!
Zaraz po meczu rozdano graczom gotówkę i odesłano do domów. Szkoda, że nie powielono wzorców z finałów ESWC, gdzie po wszystkich rozgrywkach gracze spotkali się na after party w wynajętym klubie. Przeważyły tutaj pewnie względy finansowe, gdyż bilety powrotne PKP były ważne do 6:00 w poniedziałek i każdy chciał się jak najszybciej wydostać z Poznania. Podczas ewakuacji z pawilonu 15C spotkałem po drodze jeszcze matr0xa i stinga. Kurde, nie wybaczę Ci Szymonie tej płytki, której mi nie przywiozłeś... pamiętaj, że jak będę w Twoim salonie Orange to się o nią upomnę. Matr0x jak zwykle z bananem na twarzy, wygrał w końcu turniej główny w Quake'a 4. W sumie cieszę się z tego, że Av3k oddał w tym turnieju walkowery, w ten sposób każdy jest szczęśliwy, bo wzbogacił się o parę tysięcy złotych.
Na koniec, jeśli jeszcze pamiętacie wspomnę coś o tym Mongole. Wracaliśmy trasą Poznań - Katowice, tak więc chcąc czy nie chcąc musieliśmy przejeżdżać przez Wrocław. W sumie mieliśmy to w planach, bo wysiadał tam m.in. SweepeR. Mniejsza z tym, stoimy sobie przy Dworcu Głównym i prostujemy kości, a tu przychodzi dwóch lekko podchmielonych kolesi. Mówią mimo wszystko coś z sensem, jak Michał powiedział Wrocław - miasto spotkań - tak to spotkanie zapamiętam na długo. Nagle jeden jegomość zwraca się do jednego z nas - ty to jesteś jakiejś niewiadomej krwi, a ty (wskazując na Swetra) wyglądasz na typowego Niemca, te rysy itp. A ty! (wskazując na mnie), ty to jesteś Mongoł. Leżę, kwiczę, płaczę.
Tym wesołym akcentem pragnę oświadczyć, że nigdy już, przenigdy z własnej woli nie opuszczę żadnej imprezy organizowanej przez zespół Poznań Game Arena. Kto jest za mną?
Powyższy tekst jest subiektywną opinią autora i nie jest oficjalnym stanowiskiem serwisu eSports.pl.
* podziękowania dla kumara za pomoc przy tytule.
#0 | sxl
2006-12-05 23:13:41
#0 | vdr
2006-12-05 23:47:19
Oczywiscie to NIE jest blog, ale jakos sie tak blogowato zrobilo ;- D
#0 | cwirek
2006-12-06 00:22:43
#0 | edwa
2006-12-06 08:56:36