Nietykalny 2006
Niedziela, a właściwie już poniedziałek, dochodzi 4 w nocy. Zmrużonymi i podkrążonymi oczyma wypatruje wielkiego finału WSVG Quake’a 4 poprzez stream TSN, który o dziwo przestał lagować. Za godzinę powinienem wstawać i jechać na studia, ale skoro już tyle wysiedziałem, nie nudząc się nawiasem mówiąc, to szkoda byłoby przegapić kolejną koronację Johana "Toxica" Quicka. Smaczku dodawał fakt, że drugim finalistą był Jonathan "Fatal1ty" Wendel, który niespodziewanie pokonał, staczającego się z turnieju na turniej, Coollera. No to myślę sobie – jeszcze 30 minut i położę się choć na chwilę. Bo w końcu Szwed "zje" swojego przeciwnika, jak wszystkich poprzednich. Wynik murowany – 2:0. Nawet w naszej serwisowej relacji go przedwcześnie zmieniłem, oczywiście na korzyść Johana, dodając mu złoty pucharek i tytuł mistrza. Czekałem właściwie jedynie na rezultaty poszczególnych map, aby po uzupełnieniu ich, wysłać świeżutki update.Okazało się już w pierwszej mapie jak bardzo się myliłem. Fatal1ty rozgrzany jak nigdy wcześniej, po 3 zwycięskich z rzędu pojedynkach, był na fali. Niemniej, przystąpił do tej najważniejszej w jego roku gry skupiony jak zawsze. Nigdy dotąd jeszcze nie dotarł do samego finału w tak ważnym turnieju Quake'a 4. Po drugiej stronie monitora siedział Toxic, wyluzowany, żujący gumę, z tym jego lodowatym spojrzeniem nie ujawniającym żadnych emocji. Publiczność w ogromnej przewadze stała i kibicowała po stronie Johnatana, krzycząc po każdym fragu, jakby to był najważniejszy gol finałów mistrzostw świata w piłkę nożną. To wyraźnie dodawało Fatalowi pewności siebie, dla którego takie sytuacje nie są obce.
Pierwsza mapa, Phrantic. Do ostatnich minut spotkania gra była pokazem defensywnych umiejętności Amerykanina, który zdobył małą przewagę fragową - 3:0. Szwed jednak nie próżnował. W końcu dopadł swoją ofiarę w kozi róg, by po chwili zdobyć kolejne 2 tak ważne fragi. Jednakże w ostatnich sekundach to Fatal1ty wyszedł zwycięską ręką z pojedynku, wygrywając pierwszą mape 4:3 – kończąc ją w ostatniej sekundzie z dosłownie kilkoma hp na liczniku. Po chwili słychać było już tylko jego zwycięski okrzyk i ogromny aplauz publiczności. Powtórka z finału World Touru? – pomyślałem. Ale zaraz, zaraz, nie może być, przecież Toxic to maszyna. Druga mapa – Placebo.
Po kilku pierwszych minutach gry, a w zasadzie chwilach, oczy wyszły wszystkim z niedowierzania. Fatal1ty miażdży swojego przeciwnika frag za fragiem, nie dając mu na chwilę odetchnąć. W pewnej chwili Johan notuje nawet minusowy punkt, co spotyka się z kolejnym szałem publiki. Na jego twarzy jednak nie widać żadnych emocji, jakby właściwie to on prowadził w meczu, a nie był tak "upokarzany". Jonathan wyraźnie popada w trans swojej magicznej gry. Jednakże Toxic nie oddaje mapy do końca. Budzi się w połowie meczu, jak ze snu zimowego, i zaczyna grać swoje, ale wie, że i tak nie zdoła dogonić przeciwnika. Wybija czas 15 minut i szokujący wynik 31:18 na korzyść zahipnotyzowanego Amerykanina – kolejne okrzyki i kolejny tryumfalny gest Fatala.
Nikt jeszcze dotąd w historii Quake'a 4 szwedzkiego terminatora tak bardzo nie ograł. Nigdy, nawet Cooller w swojej chwili świetności. Powtórka z World Touru? – niemożliwe! A jednak powoli stawało się to faktem. Momentalnie komentarze na ESReality zaczęły mnożyć się, jak ślimaki po deszczu, niosąc ze sobą ogromny ładunek niedowierzania. Toxic jednak nie jest ani trochę przejęty porażką w pierwszym bo3. Ma na tyle szacunku i kultury w sobie, że wstaje i gratuluje Jonathanowi tego milowego kroku i wspaniałej gry. Twórca Free Players Organization wygląda tak, jak dokładnie rok temu - jest w swoim żywiole. Trzecia mapa i zarazem pierwsza drugiego bo3: Monsoon - de facto najmocniejsza mapa Fatala w turnieju, na której jak dotąd nie przegrał.
Niepewność ogarnęła wszystkich. Czego się w zasadzie spodziewać? Kolejnej dominacji Amerykanina, czy może zbudzenia w Toxicu bestii? Pierwsze minuty jednak rozwiewają wszelkie wątpliwości. Johan włącza swój terminatorowy, kilku rdzeniowy procesor; włącza to swoje „magiczne coś”, co powoduje, że każdy przeciwnik wygląda przy nim jak nowicjusz. I tak się właśnie dzieje. Tym razem już monstrualny Toxic dosłownie niszczy swojego oponenta jak chce, jakby nigdy z nim tak wysoko nie przegrał te kilka chwil wcześniej. Wynik 29:6, publika Fatala milczy z niedowierzania, a z twarzy mr. Wendela znika pewność siebie. Toxic jak Toxic, zero emocji. Czwarta mapa: Placebo, punkt wieczoru.
Obaj przeciwnicy idą łeb w łeb, żaden z nich nie prezentuje wyraźnej przewagi. Każdy trafia kluczowe raile, jednakże nikt nie potrafi "zamknąć" mapy na swoją korzyść. Zbliżają się końcowe minuty. Chytry Fatal1ty zaczyna prowadzić kilkoma fragami, w pięknym stylu kontrolując mapę. Wtedy Toxic kolejny raz budzi w sobie bestię i wyrównuje mecz w zatrważająco krótkim czasie; no i mamy dogrywkę. Po chwili nadchodzi kolejny frag na korzyść Szweda, w ryzykownym pojedynku shaftowym, po którym agresorowi zostają 2 punkty życia. Wynik 16:15, emocje sięgają zenitu.
Toxic próbuje utrzymać wynik do końca, sprytnie kradnie 2 zbroje, po czym zaczyna szukać dobrej kryjówki. Wybija ostatnia minuta meczu. I wnet, nagle, jak grom z jasnego nieba, pojawia się Fatal1ty - za plecami mocno zaskoczonego Skandynawa. Nie marnuje okazji i wyrównuje wynik. 30 sekund do końca i kolejny, najważniejszy frag Fatala, który uwięził i dopadł swoją ofiarę w najgorszym dla niej miejscu na mapie. Po respawnie, Toxic z rakietą w dłoni, natychmiast i szaleńczo rzuca się w krzyku rozpaczy, szukając przeciwnika. To jednak na nic się zdaje, Toxic znów ginie. 18:16 na korzyść Fatala. Publika znów szaleje, Johantan wybucha ze szczęścia, niedowierzając w to, co się właśnie stało. Ostatnia, piąta mapa: Phrantic. Coraz bliżej dejavu z World Touru?
Odpowiedz brzmi prosto: NIE. Johan już w pierwszych sekundach popada w szaleńczy, nieposkromiony wir walki, który widzieliśmy już podczas tylu turniejów. Gra fenomenalnie, bezbłędnie, nie dając dosłownie na sekundę odetchnąć Fatalowi, który nie wie właściwie co robić i gdzie się skryć przed destruktywną siłą przeciwnika. W pewnej chwili Toxic przejawia w pewnym sensie zachowanie aroganckiego Coollera. Przekazuje Johnatanowi, w formie żartu wiadomość: "it is quiet in the studio" (jest cicho w studio). Faktycznie – było cicho, jak makiem zasiał. W tym momencie już było wiadomo, że nikt mu tej wygranej nie odbierze. Nikt nie odbierze mu również 8 zwycięskiego turnieju z rzędu, a także tego najważniejszego tytułu w roku.
W chwili wybicia gongu, szwedzki terminator wstał, bez większych emocji uniósł ręce w geście wygranej i nawet na chwilę się uśmiechnął. Po uścisku dłoni z Fatal1tym, który wyglądał, jakby to on właśnie zwyciężył, Toxic odebrał czek i rzekł słów kilka, po czym odszedł w cień. W wielkim stylu i skromnie - jak zawsze. Piękny finał który zaserwowali dwaj wielcy czempioni z pewnością przejdzie do historii esportu. Bo Toxic wygrał 8 turniej z rzędu, bo zdobył ten najważniejszy tytuł w roku, bo Fatal1ty prawie powtórzył wyczyn z zeszłorocznego World Touru. Tylko w tym wypadku "prawie" Fatala, robi wielką różnicę.
Tu trzeba też wspomnieć o jednym. Dlaczego akurat Wendelowi, który przez cały rok wypadał dość przeciętnie w tej najwyższej półce graczy, udało się tak bardzo zagrozić Toxicatorowi? Amerykanin był bez wątpienia był na fali, wygrywając z rzędu aż 3 mecze, w których faktycznie grał fenomenalnie, jak za starych dobrych czasów. Pokonał Ztridera, Socratesa, z którym zawsze przegrywał i w końcu samego Coollera. Toxic w tym czasie mógł jedynie obserwować poczynania swojego przyszłego przeciwnika; zasiadł do komputera w zasadzie bez jakiejkolwiek rozgrzewki, a przerwa między jego ostatnim meczem sięgała już kilku godzin. Ponadto Wendel miał po swojej stronie prawie całą skandującą publiczność. Ich wiwaty były bez wątpienia głośniejsze niż akcja w grze, co widocznie Fatalowi bardzo pomogło, dodając pewności siebie, a Toxicowi momentami szkodziło.
Po grze, Szwed twierdził, że głośny hałas mu raczej nie przeszkadzał, jednak myślę, że tak naprawdę z początku presja otoczenia wywarła na nieśmiałym Johanie duży, feralny nacisk. Można powiedzieć, że sytuację w pewnym momencie i pewnym stopniu uratował 2GD, który krzyknął z publiki do Skandynawa: "tutaj wszyscy chcą aby Fatal1ty wygrał, w Internecie wszyscy stoją za Tobą. Nie przejmuj się Tox, graj swoje". Było to po pierwszym przegranym bo3. I faktycznie, od tamtego momentu Toxic zaczął grać w sposób, do którego już nas zdążył przyzwyczaić.
2006 rok, był bez wątpienia rokiem Toxica. Nikt, nigdy jeszcze nie przejawiał takiej dominacji w grach 1v1. Nawet legendarny Dennis "Thresh" Fong nie miał aż tak ogromnego bilansu wygranych. Co prawda zwyciężał we wszystkim, w czym brał udział, ale karierę zakończył dość szybko, a i poziom gry wtedy nie należał do tych najwyższych. Mówiąc wprost - Thresh odstawał od wszystkich latami świetlnymi. I wygląda na to, że Toxic powtarza jego legendę i dopisuje swoją. Bo w tej chwili to on jest panem i władcą Quake’a 4, odstając całkowicie od całej reszty tak zwanych pro-plejerów.
Już wydaje się, że można go pokonać, że jest człowiekiem, a po chwili Johan udowadnia co innego. Potrafi jak na zawołanie i kiedy tylko potrzebuje włączyć swój magiczny procesor, swoją fenomenalną i jakże solidną grę. Wtedy nawet największa gwiazda Quake'a, czy to Fatal1ty, Cooller, czy też Stermy, wygląda jak żółtodziób. Pamiętny slogan "no brain only rail/aim" (już różne wersje powstały) już nie pasuje do osoby Skandynawa. Może niektóre wyniki różnią się jedynie kilkoma fragami, wydaje się, że "prawie" go ktoś pokonał, tylko czegoś zabrakło – wierzcie mi, tak nie jest. Wystarczy zobaczyć kilka demek, gdzie wynik 12:8, w przypadku Toxica, to pewny wynik. Bo Toxic nie ma szczęścia, to szczęście ma Toxica.
Nietykalny Quick w końcu kiedyś zostanie pokonany. To jest raczej nieuniknione. Jednak tego roku i tego, co dokonał w nim, już nikt mu nigdy nie odbierze. Już sam fakt, że mapy które stracił podczas tych 8 konstruktywnych zwycięstw w całych turniejach, (nie tylko w finałowych spotkaniach) można by policzyć na palcach 1 ręki, jest niesamowity. Historia esportu jest krótka, ale Toxic dopisał do niej właśnie swój jakże piękny rozdział. I szczerze mówiąc, warto było poświecić noc dla tych kilkudziesięciu minut poezji Quake'a. A widok Toxica uśmiechającego się, w tym konkretnym momencie, był, wierzcie mi, bezcenny.
Złoty rok Johana "Toxic" Quicka:
- 2006 WSVG Finals: 1st
- 2006 WCG: 1st
- 2006 Digital Life : 1st
- 2006 WSVG UK : 1st
- 2006 Kode 5 Finals: 1st
- 2006 Kode 5 Sweden : 1st
- 2006 Quakecon : 1st
- 2006 Intel Summer : 1st
- 2006 ESWC : 6th
- 2006 WSVG Dreamhack : 2nd
- 2006 ESWC Sweden : 1st
- 2006 Vsports All Stars : 1st
- 2005 CPL Winter : 2nd
- 2005 VIA Dreamhack : 1st
I’ll be back
Powyższy tekst jest subiektywną opinią autora i nie jest oficjalnym stanowiskiem serwisu eSports.pl.
#0 | d00mer
2006-12-15 12:50:02
#0 | ThrawN
2006-12-15 12:51:11
#0 | kaboom
2006-12-15 12:53:46
#0 | postal1
2006-12-15 13:07:01
#0 | Ziggy-
2006-12-15 13:24:18
#0 | adam@UK
2006-12-15 13:36:43
#0 | cwirek
2006-12-15 13:52:30
#0 | RagnaRock
2006-12-15 13:54:42
#0 | j0k3r
2006-12-15 14:02:22
Tym bardziej plus za znajomosc Tresha i wzmianke o nim tutaj ;). Tych, ktorzy nie wiedza kto to Thresh - zapraszam tutaj: KLIK!
#0 | cmx
2006-12-15 14:31:58
#0 | caNel
2006-12-15 14:37:23
#0 | conr4d
2006-12-15 14:39:35
#0 | Preak
2006-12-15 15:08:58
#0 | vicek
2006-12-15 15:16:04
#0 | garo
2006-12-15 15:27:27
#0 | Pajda
2006-12-15 16:19:37
#0 | Dc
2006-12-15 16:50:11
#0 | buKa
2006-12-15 17:55:00
#0 | GrejT <3 Ewelinka
2006-12-15 17:55:33
#0 | sxl
2006-12-15 19:12:54
Co do samego toxa, w nowym roku Fat go pobije ;)
#0 | MASTER-K
2006-12-15 19:36:48
#0 | Vymmiatacz
2006-12-15 22:24:43
#0 | piwoszeq
2006-12-16 00:09:53
30:1 to nic ? na galandze....
pozatym tox przegral pierwsze bo3 bo spal ;D a fatal napierdala w domu 24/7 i on jest przyzwyczajony :)
#0 | lab
2006-12-16 00:29:32
#0 | freak > elies :(
2006-12-16 06:58:35
#0 | sonny
2006-12-16 11:08:53
#0 | vicek
2006-12-16 11:41:01
Generalnie to szacunek dla Toxica, może nie należy do moich ulubionych graczy, ale za to co zrobił w tym roku, pełen podziw :) Ja bym na jego miejscu tylko żałował tych 3 turniejów, gdzie nie było 1. miejsca, szczególnie ESWC :P Nie był jeszcze wtedy tak dobry? Tak czy inaczej, wpisał się już na stałe do historii esportów... :P A fatal1ty udowodnił, że nie bez powodu jest najpopularniejszym graczem i nadal jest uważany za \"najlepszego\" gracza \"ogólnie\"...
#0 | icee
2006-12-16 12:38:19
mój 1000 post btw ;d
#0 | SweepeR
2006-12-16 13:16:13
#0 | hakeen
2006-12-16 14:04:08
#0 | FervenT
2006-12-16 14:29:43
#0 | piwoszeq
2006-12-16 17:56:29
#0 | freak > elies :(
2006-12-16 19:00:47
(hint: jeden tekst wczesniej)
#0 | j0k3r
2006-12-16 20:41:17
#0 | hakeen
2006-12-17 00:52:28
tak czy owak, chlopaki z esp odwalaja dobra robote... za friko.
#0 | freak > elies :(
2006-12-17 07:21:40
#0 | freak > elies :(
2006-12-17 07:25:49
Wystarczy spojrzeć na takie newsy:
http://www.netgaming.pl/news1033.htm
ręce opadają...
#0 | qbas
2006-12-17 11:06:25
#0 | j0k3r
2006-12-17 12:54:04
Wracajac do tematu scen - esp ma swoje korzenie nie tylko w Q3 i niestety nie zgodze sie z Toba, ze to glownie Q3 nas \"utrzymuje\".
#0 | j0k3r
2006-12-17 14:17:21