Lucas: "Nie jestem twardzielem."

Dostosuj

Lucas: "Nie jestem twardzielem."

Lucas, cześć. Na eSports.pl pojawiłeś się przeszło cztery lata temu. O ile mnie pamięć nie myli, wówczas były narodziny serwisu, który na dzień dzisiejszy nosi miano najlepszego w Polsce w swojej kategorii. Mógłbyś nam co nieco opowiedzieć o tamtych czasach? Jak to wtedy wyglądało, kto pisał, kogo zapamiętałeś i co zmieniło się na przestrzeni tych kilku lat?
IMG_1669.jpg
ESWC 2007 Poland
Hej, tak, zarejestrowałem się dokładnie w dniu startu serwisu, co właściwie widać po moim ID. Wtedy eSports.pl był nowym podejściem do tematu, wszelkie inne serwisy były „tematyczne” – skupiały się na danej grze, rozpisując się zarówno o tzw. „scenie” jak i modyfikacjach, czy np. dodatkowych mapach. Podejście naszego serwisu było inne (zresztą nadal jest takie same), tematy były związane tylko z graniem, nie pisaliśmy już o samych grach, tylko o graczach. Było to całkowite novum, już sama nazwa prowokowała. Cztery lata temu większość uważała, że zawodowe granie w tym kraju jest nierealne, a tu powstaje serwis o tym. Jak widać, czasy się zmieniają.
Zaś historia, fajne czasy to były. Ekipa była znana, większość to byli ludzie z fpp.pl i kilku znanych serwisów, ekipa weteranów. Mieliśmy szczęście i do koderów jak i grafików. Kobe napisał kod, który wytrzymał próbę czasu, lay też jeszcze jakoś wygląda ;) W sumie z tamtych czasów zostałem tylko ja, gdyż reszta powykruszała się, w gruncie rzeczy cała „stara” ekipa zajęła się życiem prywatnym, czy też innym hobby niż esport, czy serwisy internetowe.
Tamte czasy wspominam jako totalny spontan, ludzie pisali, bo sprawiało im to frajdę, nikt nie myślał o kasie, czy o sposobie na życie. Z czasem pojawiały się nowe osoby, które oczekiwały profitów i powoli doganiała nas proza życia. Wtedy było łatwiej, bo ludzie też grali dla swojej satysfakcji czy osiągniętego miejsca. A teraz kasa, kasa i kasa. Klany, które powstały dzień wcześniej, które nie mają nawet nazwy, oczekują, że ktoś im fundnie serwer, bo inaczej nie będą grali. Inne pokolenie…
To były czasy i Igora, Giritha, sxl, Kryptona, nookiego, czy też sweepa, trolla, hodka i wielu innych których tu nie wymieniłem.
BTW – kto powiedział, że nasz serwis jest najlepszy :> Zaraz odezwie się stos głosów, wskazujących jakieś kryteria w których nie będziemy na pierwszym miejscu. Najważniejsze jest aby czytelnicy nas doceniali, nagród branżowych nam nie trzeba, bo znamy swoją wartość :>


Ostatnio, a gwoli ścisłości przez ostatnie dwa miesiące, eSports.pl chodzi na zmianę a to szybko, a to bardzo wolno. Wiem, że wynika to ze zmian, które są obecnie wprowadzane, jednak czy jesteś w stanie powiedzieć, kiedy serwis będzie w 100% sprawny?
Dość bardzo nieprecyzyjne pytanie, gdyż można rozpatrywać w kwestiach obecnego engine’u, czy też przyszłego. Obecnie, jest stały wzrost czytelników, co wymagało pewnych działań w kierunku przyspieszenia strony i te prace cały czas trwają. Jednakże, cała moc nie jest na to przeznaczona, gdyż przygotowywany jest nowy silnik strony odpowiadający współczesnym standardom. W tej chwili prace będą prowadzone do uzyskania stabilności strony, a potem całość sił zostanie przesunięta na nowy engine. Nie mogę powiedzieć, że obecne eSp będzie w 100 % sprawne, ponieważ dążymy do perfekcji, a wiem, że na serwisie jest stos drobnych błędów, które nie utrudniają korzystania, są raczej niedociągnięciami, a nie będą poprawiane, ze względu na brak czasu, jak i też nie celowość. Zresztą, nie przewiduje aby serwis kiedykolwiek był na 100%, gdyż gdy jak wykonamy całość zaplanowanych prac, to powstaną kolejne pomysły i to co na dziś będzie 100%, jutro już będzie 90% :> Uznanie, że coś mamy zrobione na 100%, wskazuje, że już nic więcej nie trzeba robić, zaś naszą dewizą jest rozwój, zwiększanie możliwości, czy umiejętności, gdyż stagnacja na dłuższą metę nie jest dobra.


Wracając do modernizacji. Uchyl proszę rąbka tajemnicy i zdradź nam, co nowego pojawi się na eSports.pl w przeciągu najbliższych tygodni i dlaczego warto na to czekać?
Nie mam zwyczaju mówić o tym, co zamierzam i co tworzę albo co jest tworzone. Nasz rząd lubuje się w chwaleniu projektami ustaw, które potem nie są uchwalane :> Tak samo jak cześć ludzi na necie tworzenie czegokolwiek zaczyna od „trąbienia” jaką „wielką” rzecz tworzą. To nie mój styl, ja mówię i przedstawiam to co jest już gotowe i sprawdzone inaczej mówiąc – konkrety, a nie zapowiedzi. Też jest to pewien przejaw pokory, komputery to złośliwe maszyny i często człowiek ma plany, które są potem krzyżowane przez puszki. Dlatego dopóki nie mam pewności, że to zostało zaplanowane, jest sprawne i działa zgodnie z oczekiwaniami, dopóty o tym nie mówię. Zdaje sobie sprawę, że część osób zaraz podniesie larum, że nic nie robimy i ściemniamy. Cóż, mają prawo i tego typu opinie nie wzruszają mnie, gdyż w efekcie końcowym, tak okaże się, co osiągnęliśmy.
Inną kwestią jest to, że doświadczenia wiem, że podczas realizacji projektów wyłaniają się nowe, ciekawe, często lepsze rozwiązania i na tym etapie są już od razu wdrażane. Przedstawiając z góry, co zamierzamy osiągnąć, w pewien sposób ograniczalibyśmy się, gdyż „życzliwe” nam osoby, później wypominałyby, że nie osiągnęliśmy zakładanego projektu. Oczywiście tłumaczenia, że lepsza wersja, nie zdałaby się, bo jak ktoś chce zajadle krytykować, to innych niż swoje argumenty nie przyjmuje.
A tak, mamy wolną rękę i możemy dokładnie dopracować nasze plany i pomysły. Z tego co mogę zdradzić, to będą pewne ułatwienia dla użytkowników, chcemy aby mogli integrować się z społecznością w łatwiejszy sposób. Skupimy się także na pozyskiwaniu nowych czytelników. W sumie, tak już za dużo powiedziałem :>


Masz 27 lat, mieszkasz w Gdańsku. Z tego co się orientuje, studiujesz prawo oraz pracujesz. Praca na pewno nie lekka, studia ciężkie, do tego stanowisko redaktora naczelnego na bardzo popularnym serwisie Internetowym. Jak Ty to wszystko godzisz? Co jest priorytetem?
Rocznikowo to może i mam ;) Oj, już nie studiuję, te czasu dawno minęły. Zresztą nasze państwo nie lubi utrzymywać takich przerośniętych studentów ;) Prawo skończyłem trzy lata temu, teraz obecnie jestem na aplikacji sądowej i jednocześnie pracuję na etacie asystenta sędziego w Sądzie Rejonowym Gdańsk-Północ. Prace to i mam przyjemną, lubię to co robię, więc nie mam problemów, że czasem jest dużo do napisania, czy załatwienia. Inaczej z aplikacją, bo tu różnie bywa. Czasem tydzień jest lightowy, czasem jest stos uzasadnień do napisania i już nie ma sielanki. Obecnie przygotowuję się do egzaminu, więc jeszcze mniej czasu mam. Pomiędzy to wszystko wciskam eSports.pl.
Jak to godzę? To jest kwestia organizacji pracy i umiejętność selekcjonowania tego, co ma się zrobić. Ogólnie staram się być na bieżąco i jakoś daję radę, choć moje oczy ostatnio już odmawiają współpracy. Po prostu nie mam tak, że siedzę i nic nie robię. Jest to takie dziwne uczucie nic nie robienie (w sumie to jest jakaś choroba ;), dlatego zawsze coś do pracy się znajdzie. Inną kwestią jest, że to ja sam sobie organizuję pracę, a nie praca organizuje mnie. Oznacza to, odcięcie się od środków bezpośredniej komunikacji: żadnych telefonów, czy gadu-gadu. I to bezwzględne odcięcie. Ja załatwiam sprawy dokumentami i mailem. Wiele osób nie potrafi tego zrozumieć, zastanawiając się, co mi szkodzi odpowiedzieć na gadulcu jaki monitor lepszy. Przecież to chwilka. Tak, ale jak takich osób jest pięć naraz? A jak piszę w piśmie procesowym zdanie, które już ciągnie się przez sześć linijek? Trudno jest się skupić jak ciągle słyszy się, że ktoś dobija się na komunikatorze. Jeszcze gorzej, gdy ktoś dzwoni i o coś drobnego się pyta. Niestety ale nie mam aż tak podzielnej uwagi aby rozmawiać przez telefon i coś konkretnego stukać. Wiem, że za pomocą bezpośrednich środków komunikacji można szybko dane kwestie wyjaśnić, ale to, że ktoś chce wiedzieć jaki ma monitor kupić, już i teraz nie oznacza, że mam od razu wszystko rzucać i szukać. Szukam wtedy gdy mam chwilkę wolnego czasu.
Ogólnie wygląda to tak, że robię najpierw najważniejsze rzeczy a potem „drobnicę”. Jakoś do tej pory daję radę. Cena jest wysoka, gdyż praktycznie nie mam wolnego czasu, ale… no tak wyszło.


Myślę, że możemy głośno powiedzieć, iż eSports.pl jest pierwszym tego typu serwisem w Polsce, gdzie redaktorzy dostają pensję za swoją pracę. Jak to skomentujesz?
P1010034.jpg
Lucas i bliźniaczki(!)
Znowu mam się odnosić, że w czymś jesteśmy pierwsi jak nie wiem tego ;) Przecież konkurencja zawsze chlubnie takimi faktami się chwaliła, więc kto wie, może nie jesteśmy. A tak na poważnie, to wynagrodzenie, nie pensje. Pensja jest w stosunku pracy, a tym kraju ciężko i drogo jest mieć pracownika i jest z tym związane full problemów. W naszym przypadku łatwiej jest zawrzeć umowę cywilnoprawną i płacić za wykonaną pracę. Tak jest łatwiej i dla nas, jak dla redaktorów, gdyż większość z nich to studenci i stała praca jest im nie na rękę. Także, to jest serwis internetowy, więc działa 24 h na dobę, a trudno sobie wyobrazić, że obsługa jest tylko między godziną 8 a 16 ;) Jednakże, z czasem dojdziemy do tego momentu, że będą klasyczne umowy o pracę i będzie redakcja z prawdziwego zdarzenia (notabene, 80 % „klasycznych” dziennikarzy tak ma umowy cywilnoprawne, tzw. wierszówki).
Zaś co do samego zjawiska płacenia i tzw. „komercjalizacji”, cóż takie czasy. Dla mnie największą frajdę sprawia pisanie i tworzenie eSports.pl, pieniądze nie są dla mnie najważniejsze, jednak nie mogę nie zauważać, że wokoło każdy zaczyna mówić tylko o kasie, a nie wszyscy mają takie swobodne podejście jak ja. Nie dziwie się, będąc na studiach też mnie kręciło, że mam kasę z tego co robię i zawsze było to wsparcie dla budżetu. Dlatego zdaję sobie sprawę, że dla części redakcji jest to niezła motywacja dla pisania, ale też wiem, że nie wszyscy piszą dla wynagrodzenia, po prostu lubią ten klimat.


Na eSports.pl jesteś właściwie od samego początku. Jak to się stało, że zostałeś redaktorem naczelnym? Od kiedy masz biuro na najwyższym piętrze i co to zmieniło w Twoim życiu, także wirtualnym.
Zaczynałem od samego dołu. W momencie startu serwisu, szybko poklikałem aby się zarejestrować, bowiem zawsze trudno jest mi złapać konto z nickiem jaki najbardziej lubię ;) Przez pierwszy dzień byłem zwykłym userem, zaś dnia następnego zacząłem się wkręcać w redakcję. W tym czasie od września (start serwisu był w marcu) byłem bez zajęcia, gdyż zrezygnowałem z bycia naczelnym fpp.pl i byłem już na mocnym „głodzie” pisania o czymkolwiek. Jako, że znałem sxl, Krypton zaś był moim wychowankiem, przekonali Igora (zresztą, też byłem jego szefem na q3.fpp ;) aby się zgodził na nadanie mi statusu reda. Po pierwszym newsie próbnym (tak, musiałem przejść „próbę” ;) zostałem newsmanem. I to ciągle utrzymywałem się w top 10, z procentami, co wynikało, że tego że pisałem o ciekawym hardware i newsy off topic. W sumie to były nawet kłótnie, że tych informacji było za dużo, że musiałem czekać, aż pojawią się jakieś inne infa aby dać swojego newsika. To były fajne czasy, pisanie sprawiało mi największą frajdę, nie musiałem o nic więcej martwić.
Z czasem dorobiłem się admina a potem znalazłem się w zarządzie. Wynikło to z tego, że byłem najwięcej piszącym redaktorem, a właściwie to nie wiem jak. Jak zwykle wkręciłem się ;) Zostałem Adminem Głównym. To były czasy Igora, sxl i Kryptona, z czasem ten ostatni zaczął ganiać za dziewczynami i odpadł. Potem był Girth, który uwielbiał moje poczucie humoru ;), zresztą też się wykruszył i kasę teraz na Unii zarabia. W między czasie zarząd zmieniał się, ale większość jakość nie mogła wytrzymać długo, aż powróciła „trójca” (bo w tym momencie czasowym jest to prawidłowe określenie), czyli Igor, sxl i ja. Skończyło się zaś tym, że Michał zaczął pracować a Igor ostro grać w golfa (wkręciły go turnieje) no i… zostałem ja. Do pomocy został mi Ćwirek’ który jest tutaj szarą eminencją ;)
Biura nie mam, mercedesa też nie. Tylko miesięcznie 5.000 zł na konto leci jak to wszyscy dokoła wiedzą ;) Nie wiem czy coś się zmieniło, mam ten sam komp nadal (znaczy się tylko płytę główną i proca), którego nie mam czasu wymienić, hm… w sumie to zajmuje się wszystkim, tylko nie pisaniem. Zawsze gdy chcę napisać newsa, to pojawia się stos jakiś problemów, czy spraw do załatwienia. Teraz dużo czasu pożera mi administrowanie serwisem i przygotowywanie zmian. Przypomina mi się taka scena z Kompani Braci, gdy por. Winters, właściwie to już był chyba majorem, wspominał wcześniejsze wydarzenia i powiedział takie słowa „wtedy to ostatni raz strzelałem”. Czasem tak się czuje, że zajmuje się wszystkim innym oprócz pisania, a to jest najfajniejsze. Ale żeby poprawić sobie humor – czasem coś napisze, ostatnio to nawet recenzje udało mi się naskrobać.


Często jesteś ofiarą ataków konkurencji czy przypadkowych ludzi. Oczywiście jako wysoko postawiona osoba publiczna musisz się liczyć z krytyką, która często i gęsto nie jest konstruktywna, lecz jak sobie z tym radzisz? Odpowiadasz czy raczej unikasz konfliktów?
Jest takie powiedzenie, „psy szczekają, karawana jedzie dalej”. Po prostu przyzwyczaiłem się, że ciągle ktoś o coś się wykłóca, lub jakieś dołki kopie, takie życie, taki kraj. Wiem, że postawa olewająca i nie przejmowanie się tym co mówią o tobie powoduje, że krzyczą jeszcze bardziej, ale to nie mój problem. Zastanawiałem się z czego to wynika, że ludzie mają jakieś „dziwne” pretensje do mojej osoby. Sądzę, że wynika to z tego, że jak o czymś mówię, to mam racje. A wynika to z tego, paradoksalnie, że wypowiadam swoje zdanie wtedy kiedy mam coś do powiedzenia. Jak czegoś nie wiem – to mówię „nie wiem”. Co więcej, jak ktoś mi wykaże, że nie mam racji, to mu ją przyznaje i… mam racje. Jak ktoś powie dalej, „ale nie miałeś wtedy racji”, to ja potwierdzę to i… znowu obecnie mam racje. Paradoks. A tak na poważnie, posiadam umiejętność przyznawana się do błędów, nie wstydzę się powiedzieć, że źle myślałem, twierdziłem, czy też uznać, że ktoś inny miał trafniejsze zdanie. W żaden sposób to nie umniejsza to mojej wartości, czy samooceny. Niestety, część naszego społeczeństwa idzie w zaparte i upiera się do końca, że wie lepiej. Odpuściłem sobie zbawianie świata i nie tłumacze. Czasami jednak to do mnie wraca, np. tłumacze komuś, że dana cześć nie będzie działać poprawnie, dana osoba w swoim zadufani i uporze kupuje, a potem… ma pretensje, że nie odwiodłem jej od zakupu, bo nie działa. Krew mnie zalewa ale prosto z mostu mówię, że to nie moja sprawa.
No właśnie – to chyba druga moja cecha, która wyprowadza ludzi z równowagi – trudno jest mnie przegadać. Po prostu jest to możliwe jedynie wtedy gdy ma się konkretne, rzeczowe argumenty. Jest to cholernie trudne, gdyż jak już wspomniałem, odzywam się wtedy gdyż wiem o czym mówię, a pozostałych przypadkach nie wypowiadam kategorycznych opinii. Co więcej, na studiach liznąłem podstawy retoryki i logiki i wiem jak prowadzić dyskusję i jakie chwyty w dyskusji stosować jak i też unikać chwytów innych. I jestem w tym bezwzględny, co jest dość mieszanką wybuchową.
Niestety, ale część ludzi na siłę stara się udowodnić, że w czym się mylę. Na swoje nieszczęście wybierają oni dziedzinę w której jestem mocny i zarzucają że w tym się mylę. Gdy po kilku (dosłownie kilku) rzeczowych kontrargumentach, gdzie całkowicie się wykazuje brak im racji, zaczyna się… wycieczka personalna. Z braku dalszych argumentów jest zarzucanie, że jestem taki a taki – czyli odejście od meritum początkowej dyskusji. Niestety – ale mamy takie pokolenie dzieci neostrady, które po wyczerpaniu merytorycznych argumentów zaczyna pyskówkę. Oczywiście nie pozwalam na zejście na dyskusję dotyczącą mojej osoby, tylko wykazuje, że właśnie mam rację w danej kwestii merytorycznej, w której zarzucono mi błąd, co jest wykazaniem, że druga strona się myli. W odpowiedzi dostaje już epitety. Bardzo często powtarzany schemat. Kilka razy na poważnie zastanawiałem się aby rozpisać ten schemat i przygotować sobie zdania do wklejania.
Inna sprawą jest, że często zarzuca mi się tak absurdalne rzeczy, że szkoda jest zniżać do tego poziomu. Żeby było śmieszniej, dane osoby nazywają to „konstruktywną” krytyką. Totalne niezrozumienie istoty tego słowa. Krytykowanie dla samego krytykowania rzadko jest konstruktywne, dopiero gdy zarzuca się, że coś jest złe, jednocześnie dając swoje rozwiązanie, to można to nazwać konstruktywną krytyką. Sęk w tym, że masa pieniaczy używa słów, których znaczenia nie zna.
Last but not least, często różni ludzie proszą aby im pomóc. Co najgorsze, polega to na tym, że ja lub moja redakcja ma odwalić całą czarną robotę, a dana osoba zgarnie za to profity. Kiedy pytam, czy my coś będziemy z tego mieli, to dostaje zarzut, że „nie wspieram esportu”. Kurcze, czy my jesteśmy organizacją charytatywną? Bardzo chętnie pomożemy w czymś, co przynosi korzyści obu stronom, ale nie może być tak, że ktoś oczekuje czegoś od nas bo… bo mamy to zrobić. Bo mamy możliwości. Polecam wsiąść do jakiegoś obcego samochodu i kazać się zawieść do centrum. Kiedy zdziwiony kierowca spyta dlaczego to odpowiedzieć „bo ma pan samochód, ja nie mam, więc powinien mnie pan zawieść”. Za skutki jakie nastąpią nie odpowiadam. Niestety, ale wiele ludzi ma takie oczekiwania od nas, że coś za darmo mają dostać bo my mamy a oni nie. Postawa roszczeniowa dobija, ale ja mówię bez ogródek, co myślę. No i popularności mi to nie przysparza.
Nie wiem, może ten cały wywód jest po prostu daleko idącym dywagowaniem, zaś ja po prostu trafiam na jakiś biednych zakompleksionych ludzi, którzy chcą coś sobie i innym udowodnić. Tak czy siak, z większością się dogaduje, więc pozostały margines traktuje jako coś co musi występować w przyrodzie aby życie nie było za nudne ;)


Jak rozumiem, na eSports.pl pojawiłeś się z zamiłowania do, poza pisania, jakiejś konkretnej gry. Przy jakim tytule spędziłeś najwięcej czasu, co najbardziej denerwuje Cię w grach i czy nadal znajdujesz czas na jakieś strzelanki?
IMG_1670.jpg
Podryw #2
Oj już mam mało czasu na granie. W sumie już prawie w ogóle nie gram. Najwięcej czasu poświęciłem Quake’owi, po kolei każdej części. Kiedy pojawiła się pierwsza część gwoździa to był szok. Szok tym większy, gdy ściągnąłem Reaperbota i zacząłem grać multi – odkryłem, że to jest to. Od jedynki pozostało mi uzależnienie do rakiety, nadal jest to moja ulubiona broń. Potem była dwójka, coś innego, ale jednak nie to. Z czasem już nie mogłem patrzeć na Q2, bo ciągle tylko The Edge i The Edge. Mapa miała tę wadę, że była za doskonała. Osobiście już w tym okresie miałem dużą kolekcję mapek do Q2 i zacząłem się specjalizować w tej dziedzinie. To były czasy, jeszcze miałem modem i każdego ranka z Wielkiej Brytanii, przed 8 rano (kiedy impuls był liczony co 6 minut) ściągałem dwie, trzy mapki. Człowiek cieszył się jak dziki kiedy transfer był 4 kB/s, zaś teraz to jak spada poniżej 40stu, to pojawia się już irytacja ;) Po wyjściu Q3A szybko przeskoczyłem na tę platformę. Tym bardziej, że pojawił się Promode, w którym „naprawiano” błędy w trójce. Na tej gierce spędziłem najwięcej czasu. Po drodze były oczywiście inne fpp ale nie zawsze miałem czas przejść całość singla. Nie pogardzałem też rtsami czy też wyścigówkami (Colina lubię i czekam na Dirt).
Obecne gry są po prostu krótkie. Wynika to z marketingu, gdyż gry są przeznaczane dla… trzydziestolatków. Tak, nie dla nastolatków, ale dla młodych tatusiów, którzy już się czegoś dorobili i mają trochę wolnego czasu. Niestety, ale już w grałem w tyle gier, że wiem jak grać – np. wpadam do pomieszczenia, widzę że u góry jest jakieś okno a obok stoi skrzynka, wiem, że to nie jest element krajobrazu, tylko można ją przesunąć. Cztery sekundy, przesuwam skrzynkę i wskakuje. Szybko, zaś taki „tatuś” pomyśli i pokombinuje ok. 1 minuty, zanim dojdzie, że ma skoczyć po skrzynce, a nie z rozbiegu. Takim osobom granie zajmuje więcej czasu i uważają, że gra jest dłuższa, zaś dla weteranów są oklepane pomysły. Choć nie powiem – ale Prey miło mnie zaskoczył, bo widać było, że twórcy gierki nie mieli kłopotów z silnikiem (Q4), a mogli się skupić na grze. Tego typy gierek lubię najbardziej – czyli gry tworzone na kupionym silniku, przez zespół specjalistów.


Wcześniej byłeś m.in. redaktorem naczelnym FPP.pl. Mógłbyś w jakiś sposób porównać to do naszego serwisu? Co więcej, jaki był Twój zakres obowiązków na FPP, jak wyglądała tam praca i organizacja serwisu oraz dlaczego przestałeś pełnić funkcję naczelnego?
Fpp.pl to była inna zupełnie instytucja. To był zespół samodzielnych serwisów dotyczących tematycznie jednej gry. Pierwotnie zaczynałem tam od redaktora na q3.fpp.pl i jak zwykle skończyło się tym, że zostałem Masterem tego serwisu ;) Nazwa była od statusu konta, ogólnie nazwy tam były twórcze ;) Potem, w związku z tym, że główny boss aleczapka zniknął, powstał kolegialny zarząd Masterów, który jakoś ten serwis prowadził. Oczywiście, historia skończyła się tym, że ludzie się powykruszali i zostałem sam jako General Master. Nazwa była typowo robocza i jak to w Polsce bywa, prowizorki trwają najdłużej. Na zewnątrz, przyjmowałem bardziej „rozpoznawalną” nazwę jako redaktor naczelny.
Ogólnie moja praca polegała na koordynacji całości i kontaktowaniu kogo trzeba z właścicielami serwera i kodu. Starałem się aby każdy Master miał jak najwięcej władzy i mógł prowadzić serwis jak uważał za stosownie. Zresztą, tę zasadę stosuję do dziś. Niestety ale z czasem ludzie powoli wykruszali się, a jednocześnie pojawiały się nowe gry na rynku i było parcie na odpalanie nowych serwisów, że skończyło się tym, że na serwis statystycznie przypadał mniej niż jeden człowiek. To była bolączka tego portalu, gdyż idea jaka przyświecała przy tworzeniu całkowicie się zużyła i nie przystawała do obecnych czasów. Otóż, kiedy powstawał fpp.pl, to gry FPP (FPS jak reszta świata określa ten gatunek) były czymś unikatowym – np. Quake to była wręcz religia. Tylko kolejne części mogły pokonać starsze wersje Q. Z czasem jednak zaczęło się pojawiać wiele nowych tytułów, które miały być nowością na scenie i być podstawową platformą do gier. Oczywiście my odpalaliśmy kolejne podserwisy, drenując ludzi z lokalnych scen, co powodowało coraz większe rozdrobnienie. Niestety, w momencie wyjścia gry nie można było stwierdzić, czy będzie to hicior, czy po 4 miesiącach zniknie. Trzeba było odpalać serwis. Kończyło się tym, że „najemnicy” z danej „scenki” się zwijali, a stały trzon redakcji miał kolejny serwis więcej do obsługi. Powodowało to, że ludzie ze starej ekipy się wykruszali, bo nie sprawiało to im frajdy, a było już zwykłą ciężką pracą.
Między innymi moje odejście z fpp.pl było związane z tą sytuacją. Doszło do ostrej kłótni, czy odpalić jakiś kolejny serwis, ja byłem przeciw, reszta za. Osobiście już widziałem zagrożenie, że trzeba drastycznie zredukować ilość podserwisów i znaleźć nową formułę dla tego portalu. Skończyło się na tym, że rzuciłem z dnia na dzień i tyle. Portal siłą inercji toczył się dalej. Z czasem pozostali zrozumieli, że konsolidacja tego co zostało jest jedynym ratunkiem i starali się to dokonać. Powstały nawet nowe projekty, ale z góry było to skazane na niepowodzenie, ze względu na osoby które za to się zabrały (brak siły woli i wytrwania) jak i też ogromną bolączkę tego site’u – brak kodera. Niestety ale myśl, że nie da się nic zmodernizować, czy dodać nowego, na dłuższą metę była silnie destruktywna.
Tak czy siak, czas spędzony na portalu oceniam jako czas nie zmarnowany. Nauczyłem się wielu rzeczy, zwłaszcza sposobu postępowania z ludźmi jak i z redakcją jak i z userami. Nabiłem tak około kilkuset newsów, ponad 7.000 postów na forum, co znacznie wyrobiło mój warsztat. Pozwoliło mi to w realny sposób sprawdzić, czy moje koncepcje są trafne, czy też nie. Miałem okazję, po prostu posprawdzać kilka pomysłów i wyciągnąć wnioski w jakim stopniu osiągnąłem zamierzone cele. Zebrałem ogromy bagaż doświadczeń, który zaprocentował na eSports.pl W efekcie końcowym, porażka na fpp.pl, bo w takiej kategorii to traktuje, pomogła mi w wypracowaniu lepszych metod.


Udzielałeś się gdzieś przed pracą na FPP.pl?
Oczywiście, eSports.pl i fpp.pl to tak około 7 lat z mojego życia, zaś w czerwcu tego roku, o ile mnie pamięć nie myli, powinienem obchodzi 10lecie udzielana się w necie. Wszystko zaczęło się o tego, że dostałem nowego kompa i… adres mailowy. Wtedy jeszcze płatny, gdyż darmowe były w powijakach. Chcąc być kimś, trzeba było sobie maila kupić albo na uczelni załatwić. Kiedy już skonfigurowałem pocztę, stwierdziłem, że jestem gość i zacząłem się zastanawiać… co ja mam z tym mailem zrobić. Akurat Reset – taki magazyn komputerowy, odpalił na swojej WWW dział „Łącznica”, gdzie ludzie mogli umieszczać swoje maile i krótki opis. Dzień po umieszczeniu zgłosił się do mnie Ramirey (do niedawna red. nacz. gry.o2.pl) i dwa dni później, trzy dni od założenia maila byłem w internetowym serwisie o grach „Grytomania”. Zostałem recenzentem gier. To były szalone czasy, mieliśmy prostą WWW i klasyczny spotan w pisaniu. W tych czasach było kilka papierowych magazynów o grach i marzeniem każdego gracza było zostać sławnym recenzentem aby mieć dostęp do gratisowych legalnych gierek. Z czasem okazało się, że to trochę inaczej wygląda, ale o tym za chwilę. Z czasem nasz serwis wchłonął cyberjoy.pl – strona o grach wydawnictwa idg.pl. Byliśmy w siódmym niebie, umowy, kasa za pisanie, służbowe wyjazdy do Warszawy, panowie świata. Tylko z tymi grami… otóż prosząc dystrybutora o dostarczenie gry do recenzji otrzymywało się… cd-r z piratem! Tak, zresztą z tego co słyszałem, to jeszcze dziś są takie praktyki, jedna płytka i klucze wydrukowane na kartce :)
Niestety ale szefostwo się zmieniło i zarządcą tego został „Toadie” – oczywiście to było nasze przezwisko. Ogólnie koleś był zielony i nie miał żadnego pojęcia o prowadzeniu strony o grach ale… miał znajomości w idg.pl Ogólnie zażyczył sobie aby recenzje liczyły 200 słów, tyle co przeciętny news u nas. Aha – zapomniałem, Ramirey wymagał od nas aby reca liczyła minimum 6.000 znaków bez spacji, zaś dobra recenzja dwa razy tyle. Był ostry spór, zaś efektem np. było to, że moją rece Q3A wrzucił na serwis w 1/5. Pierwsze akapity, nawet bez zakończenia. Tarcia te spowodowały, że reszta odeszła, zaś ja zostałem i walczyłem aby zreformować tego człowieka. Dyskusja moja skończyła się tym, że skasowano mi maila. Jako, że było to jedyny dostęp do wewnętrznej sieci, dostałem zwyczajny knebel. To był jedyny serwis z którego zostałem wyrzucony, z reszty już odchodziłem sam.
Okazało się jednak, że moja wesoła ekipa zaczepiła się na „starej” gildia.pl Okazało się, że jeszcze lepiej trafiłem. Nie dość, że mieliśmy swój budżet, to atrakcje jak imprezy z pieczonym dzikiem, strzelanie z łuku, czy paintball. Najlepsze było to, że redakcja była w Słupsku, więc miałem bardzo blisko. Jeżeli dziwi Was, skąd takie wypasy – otóż to były czasy ery „dotcomów”, ludzie wierzyli, że wystarczy mieć dobry pomysł na stronę, a zarobi się full kasy i zdobędzie majątek niczym Bill G. Serwis opierał się na jednym człowieku, który miał bogatego ojca i miesięcznie pakował w serwis kasę o wartości „średniego dobrego samochodu”. To był koniec tej ery, gdyż z czasem pojawiły się pierwsze bankructwa pokazujące, że sam adres to nie wszystko jeszcze. Tak więc gdy tatuś naszego szefa zamknął kurek z kasą, to wszystko padło. Na szczęście dla Gildii, odrodziła się ona i dalej działa.
Ja w tym czasie załapałem się jako newsman na xzone.pl, serwisu który był przed fpp.pl Też miło wspominam – to jeszcze były czasy, kiedy wszystko się na htmlu robiło, choćby ręcznie doklejało newsy ;) To było coś.
A następnie to było już fpp.pl.


Jesteś człowiekiem rozpoznawalnym, a poprzez swój charakter szanowanym. Początkujący redaktorzy boją się pisać do Ciebie (o ile mają Twój numer) z błahostkami, które dla nich są wielkim problemem. Z czego to wynika? Cieszysz się, że uchodzisz za twardziela czy jednak wolałbyś być postrzeganym jako potulny szef?
Nie wiem, trzeba by ich się spytać, czemu się boją pisać. Tak czy siak, nie lubię gdy ktoś biegnie z totalnie błahym pytaniem, gdy wystarczy wziąć słownik, czy to już nieszczęsne google.pl. Większość problemów w życiu musiałem sam rozwiązywać, gdyż nie byłem w stanie uzyskać pomocy od kompetentnych osób. I co, i żyje, da się tak, więc czemu inni nie mogą spróbować. Niestety ale dzisiaj większość osób idzie na łatwiznę i zamiast pomyśleć to już pyta. To jakby powiedzieć „włącz komputer” a już leci pytanie „a jak włączyć go?” Czasami wystarczy chwilę pokombinować i nie ma problemu. Inna sprawa, że mam mało czasu, więc nie zawsze mam czas odpowiadać, zaś jak już wspominałem, staram się unikać gg, co powoduje, że uchodzę za trudno osiągalną osobę.
Nie wiem, czy uchodzę za twardziela, nie sądzę. Ja po prostu nie lubię gdy ktoś mi coś wciska i bez problemów to mówię. Jestem wysoce asertywnym człowiekiem, wręcz czasami nawet za bardzo, co powoduje, że szybko przejmuję inicjatywę i wyciągam od razu, co dany człowiek oczekuje od mnie. Jeśli jest to jakaś głupota, to po prostu mówię o tym i wyrażam swoją dezaprobatę. Może z tego wynika, że ludzie myślą, że jestem twardy, ale to jest bardziej ich słabość i brak asertywności. Osoby, które mnie dobrze znają, wiedzą, że potrafię czasem szybko się z irytować, ale wiedzą także, że postępuje fair i gram według niezmiennych zasad. Jeżeli mylą się, to mówię im to, jeżeli mylę się ja, to to przyznaję. Tak samo mam szacunek dla innych osób. Oczywiście spotkacie głosy, że to nie prawda i jestem chamski etc. Problem w tym, że te osoby, które to mówią jako pierwsze mnie czymś obraziły. No niestety, ale nie mam zwyczaju, że jak ktoś mnie zbluzga, to potem oczekuje, że będę wobec niego miły i… uczynny. No sorry ale tak nie będzie. Ja każdemu daje duży kredyt zaufania. Jeżeli osoba mówi mi, że wczoraj nie miała netu i nie mogła się pojawić na gg, czy odpowiedzieć na maila, to jej wierze. Brzmi jak szkolna wymówka, ale ja wierze i ufam, że mówi prawdę. Ale jeżeli, przez przypadek od innej osoby dowiaduje się, że ta pierwsza wczoraj była w domu i siedziała sobie na gadulcu, to nie ma zmiłuj. Pytam się tej osoby jeszcze raz czy miała net. Jak ponownie skłamie, jest skończona, zero zaufania i zero oczekiwania cokolwiek od mnie. Jak jeszcze się upiera to kaplica. Niestety, ale multum ludzi beztrosko sobie kłamie w stylu „a coś tam wymyślę nad odczepnego” i cieszy się, że to „łykam”. Jasne – ale nie potrzeba jakiś dochodzeń aby wyłapać takie kłamstwo, jest to zazwyczaj zwykły przypadek i wystarczy dobrze uważnie obserwować i słuchać. A ja potrafię to i kończy się tym, że dana osoba jest skończona dla mnie. Daje 100% kredytu zaufania ale jedno kłamstwo przekreśla całość i osoby, które mnie znają, wiedzą że kłamstwa nie toleruję. Niestety ale dla mięczaków, które wiecznie ściemniają, jest szok, że ktoś pokazał im, że są zwykłymi oszustami i nie dał się spławić „no i co z tego, oj tylko raz”. O jeden raz za dużo. A potem się rodzą plotki jaki jestem, czy nie jestem i ludzie to powtarzają, mimo że nigdy nie mieli styczności ze mną. Cóż, ich strata.


Co sądzisz o naszej, obecnie, najsilniejszej konkurencji, PGS? Powiedz nam proszę, czemu ludzie wolą spędzać czas na eSports.pl, czyli innymi słowy, co mamy takiego, czego oni nie mają?
IMG_1686.jpg
Lu sprawdzał jak się "prowadzą" :)
Znowu tendencyjne pytanie ;) PGS ma naprawdę dobre warunki do egzystowania, niestety ale mam wrażenie, że wiele rzeczy jest tam robione na „hurra”. Jest pomysł, widok na realizację to już robi się i zero gadania. No i potem wychodzi fajna rzecz ale z błędami. Na przykład blogi – ciekawy i znany już pomysł aby ludzie mogli sobie wyrazić swoje zdanie. To takie forum ale opakowane i sprzedane lepiej. No i co – ludzie piszą, jest fajnie, ciekawie. Co raz pojawia się jakiś jedno zdaniowy blog i od razu leci. Jasne – przecież musi być jakaś głębsza myśl. Jednak co jest, jak blog ma tylko 5 zdań i dwa akapity. Kasować, czy już odpuścić? Jeden kasuje, drugi nie. Stworzono skrypt, ale nie pomyślano aby jakieś bardziej precyzyjne zasady wymyślić, jak to ma działać. Osobiście, próbowałem uzyskać jakieś info, czy jest jakby jakiś „regulamin”, co się toleruje, a co nie, nie ma. Generalnie każdy wie, co ma być, problem taki, że diabeł tkwi w szczegółach i to jest główny, moim zdaniem, problem tego serwisu. Brak dokładności. Na przykład, zmieniono logotyp sponsora, a dziale dla prasy dalej były stare. Dopiero gdy ktoś na to wskazał, nie będę się chwalił, zmieniono. Całość? Nie, zapomniano, że jeszcze stary logotyp jest na stronie, która się wyświetla się jak jest serwisowany serwis. Oczywiście, każdemu zdarzają się niedociągnięcia, to ludzkie jednakże błąd ortograficzny to narażenie się na kilka złośliwych komentarzy, zły logotyp może grozić konsekwencjami finansowymi. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że na zewnątrz ludzie dostają gotowy produkt, zaś za kulisami był duży wysiłek osób aby udało się, gdyż problemów było wiele. Znam, z własnego doświadczenia, że prozaika zwykłych problemów, z deadlinami powoduje, że traci się na dokładności.
Tak czy siak, konkurencja jest dobrą rzeczą dla czytelników, gdyż nas zmusza do ciągłego starania się, zaś im umożliwia pluralizm źródeł informacji. Nie ulega wątpliwości, że PGS ma też ma markę jako serwis esportowy, co powoduje, że jest lepiej dla wszystkich. Ja się cieszę, że mamy silną konkurencję, bo to motywuje do pracy, oczywiście czasem jest mi przykro, że zamiast konkurować merytorycznie, a po pracy iść na wspólne piwo, to są wycieczki osobiste i zbędne emocje. Cóż – taka polska mentalność.


Spotkaliśmy się na ESWC 2007 Poland by AMD. Jak wrażenia? Co uważasz o tej imprezie?
Klasyka, czyli swoisty dualizm – świat graczy, którzy rywalizują o nagrody oraz świat gości imprezy – zwykłych graczy, którzy są odseparowani od tego pierwszego świata. Miejscami nie czuło się, że ludzie tu grają o możliwość bronienia imienia naszego kraju na arenie międzynarodowej. Jednakże, o ile na WCG bywało tak, że graczom zapewniono jakieś tam warunki, to dla kibiców było mało atrakcji, to w Poznaniu było pod tym względem znacznie lepiej. Ludzie, którzy przybyli mogli pograć, zobaczyć, porozmawiać, nawet coś dostać, czy wygrać. Genialnym posunięciem było ściągnięcie firm, które zajmują się modyfikacjami i kręceniem sprzętu. Jest to moja działka i cieszyłem się, że gaming idzie w parze z moddingiem, jest to naturalna konsekwencja rzeczy, gdyż przykładowo, kierowcą wyścigowym nie będę ale porządny samochód mogę już mieć. Tak samo z kompami – nie mam szans z takim av3kiem to chociaż podkręcę sobie proca. Korzyści odniosły obie strony, gdyż ludzie poznali, że komputery to nie tylko jakieś szare skrzynki, zaś branża zdobyła nowych klientów. To była rzecz, która mnie najbardziej cieszyła,
Ogólnie mówiąc, impreza była udana, ważne żeby się kręciło i było bez większych zgrzytów, zaś mając na uwadze nasze wyniki w Paryżu, można śmiało powiedzieć: warto było.
Mam nadzieję, że w kolejnych latach dojdzie do tego, że kibice będą mogli oglądać graczy, a ci będą mieli jednocześnie zapewnione dobre warunki do gry. Chodzi o to aby nie zatracić głównego celu tej imprezy. To mają być krajowe eliminacje a nie prezentacja nowej konsoli.



Wstęp | Część pierwsza | Część druga

KomentarzeKomentarze

  • Dodawanie komentarzy dostępne jest jedynie dla zalogowanych użytkowników.
    Jeżeli nie jesteś jeszcze użytkownikiem eSports.pl, możesz się zarejestrować tutaj.
Komentarze pod artykułami są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu eSports.pl oraz serwisów pokrewnych, który nie ponosi odpowiedzialności za treść opublikowanych opinii. Jeżeli którykolwiek z postów łamie zasady, zawiadom o tym redakcję eSports.pl.
Dołącz do redakcji portalu eSports.pl!

Ostatnio publikowane

Napisz do redakcji

W tej chwili żaden z naszych redaktorów nie jest zalogowany.

Ostatnie komentarze

Ostatnio na forum

Statystyki Online

301 gości

0 użytkowników

0 adminów

Ranking Użytkowników

WynikiAnkieta

Co było dla Ciebie największym zaskoczeniem podczas WCG Polska?

  1. 0%

    Słaba postawa Fear Factory

  2. 0%

    Dobra gra UF Gaming

  3. 14%

    Tłumy widzów na sali kinowej

  4. 14%

    Mało miejsca

  5. 71%

    Nie byłem i nie interesuje mnie to

Nasi partnerzy

  • Shooters.pl
  • Cybersport

Wszelkie prawa zastrzeżone (C) eSports.pl 2003-2024

Publikowanie materiałów tylko za zgodą autorów.

Wybierz kategorie