Lan Party Śląsk - byłem tam!
W niedzielę, około godziny 14:03 zakończone zostało Lan Party Śląsk 2006, organizowane w Gliwicach. Impreza ponoć udana, choć nie wszyscy byli z niej zadowoleni. Postanowiłem więc zebrać kilka komentarzy na jej temat, od razu mówię - nie zakończyłem poszukiwań na scenie Enemy Territory. Na samym początku napomknę jednak, że nie znajdziecie tutaj opisów spotkań, listy zwycięzców czy drabinek turniejowych. To wszystko już było, konkretnie tutaj. W kolumnie postanowiłem ocenić postawę organizatorów, atmosferę wśród graczy, czy zainteresowanie daną grą, wszystko z mojego pova. Na podstronach znajdziecie komentarze uczestników, organizatorów, mediów czy osób postronnych.Każdy turniej zaczyna się oczywiście od dojazdu, w moim przypadku była to przeprawa z Krakowa do Gliwic, pociągiem. Niestety samotnie - mój niedoszły kompan nie dotarł, mimo to nudno nie było. Ostatnio "cugiem" na Śląsk jechałem mniej więcej 10 lat temu, więc miałem co oglądać, a w trakcie podróży napisałem wprowadzenie do relacji z turnieju. Po 2 godzinach jazdy osobowym dotarłem do Katowic, skąd godzine później miałem przesiadkę do Gliwic. Stwierdziłem jednak, że autobusem "międzystrefowym" będzie szybciej - myliłem się, ale zobaczyłem przynajmniej krajobrazy GOP - urzekły mnie widoki bodajże ul. Wolności w Zabrzu, gdzie wyburzano stare kamienice.
Na miejsce dotarłem bez problemu, orientacja w terenie niczym GPS. Wchodząc na teren Zespołu Szkół Łączności zobaczyłem na drzwiach jakąś mapkę, więc ruszyłem za dalszymi strzałkami. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem bardzo przeciętną salę gimnastyczną, gdzie poustawiano ławki szkolne, na których trzymano PC-ty, a gracze zamiast na super wygodnych fotelach, siedzieli na twardych krzesełkach. Tak naprawdę to nikt się tym nie przejmował, każdemu było tak samo niewygodnie. Dotarłem tam dość późno, więc zaraz po tym jak przywitałem się z częścią graczy siadłem przy kompie, aby przepisać moje wypociny z pociągu. Przywitali mnie redaktorzy z sekcji, ale nie mieli dobrych wiadomości - brak dostępu do internetu na obydwu stanowiskach. Po jakimś czasie organizatorzy uporali się z komputerem SoOFki, ale obiecanego podczas rozmów partnerskich PC-ta nie podłączyli, gdyż nie mieli uprawnień do zmiany IP - tłumaczenie żadne. Z tej strony podziękowania należą się SoOFce, gdyż gdyby nie on, prawdopodobnie nie odbyłaby się relacja live.
Nagle słysze szept-wołanie NoOne'a (vel Fryta) z naprzeciwka, więc niczym Covert Ops przedarłem się przez koszary z ustawionych w poprzek ławek i kabli (odgradzających chyba Admin Area od reszty). Dostałem misję, misję stworzenia drabinki do turnieju ET 2on2. Wziąłem więc moje tajemne tabelki, zabrałem się do pracy razem z resztą redaktorów. Najpierw sam, gdy zapisy zostały zamknięte ruszyło losowanie par. Jako świadka, zaprosiłem "najlepszego w Europie", po 5 minutach razem z iKsem postanowiliśmy jednak, że para #1 zagra z #16, #2 z #15 itd. Nikt nie narzekał więc było to chyba sprawiedliwe. Gdy praca nad drabinką dobiegała końca, Fryta zajarzył, że ja to rozpisywałem na komputerze, a jemu wystarczała biała kartka. Takim oto sposobem, start rozgrywek ET opóźnił się przynajmniej o pół godziny. W międzyczasie razem z Majcokiem, SoOFka i iKsem aktualizowaliśmy dla was relację live aus Gleiwitz.
Następnie trzeba było znaleźć wszystkich uczestników, podać im hasła, IP - żmudna i męcząca praca, zwłaszcza jak nie rozpoznajesz nawet połowy sali i nie masz przed sobą rozpiski kto, gdzie siedzi. W końcu wszystko ruszyło, razem z NoOne'em nadzorowaliśmy przebieg rozgrywek. Po każdej rundzie od nowa trzeba było poznawać graczy z ich przeciwnikami; nogi już mi odpadały. Cały turniej ET 2on2 trwał około 3,5h, jednak nie czuło się tego. W międzyczasie grupa zapaleńców overclockingu pobiła jakiś rekord, chociaż szczerze nie mam bladego pojęcia o co w tym chodziło - dla mnie były to tylko jakieś zmieniające się cyferki na ścianie. W Super Expresie napisali, że padł rekord świata, ale podobno w Japonii już jakiś czas temu uzyskali wyższy wynik, chociaż nie mogę tego potwierdzić.
Po pewnym czasie razem z iKsem opracowaliśmy drabinkę pod 12 zespołów 3on3, rozgrywki ruszyły jeszcze w trakcie trwania meczów medalowych ET 2on2. Gdy Tasslehoff zakończył rywalizację w ET, przy komputerze usiadł jego młodszy brat - Szaman, który bez problemów rozprawił się z przeciwnikami na polach Quake 3. Osobiście nie jestem fanem wstrząsu, w żadnej postaci, ale mogę stwierdzić, że chłopak karał, jednak nie przyglądałem się bacznie tym rywalizacjom, tylko od czasu do czasu spojrzałem co się tam dzieje. Wróćmy do ET. Fryta poustawiał serwery pod ET 3on3 popatrzył jak wygląda cała sytuacja i ... poszedł kimać, mniej więcej w pierwszej rundzie rozgrywek. Na szczęście gracze nie sprawiali żadnych problemów. Według ustaleń NoOne'a, rozgrywki 3on3 powinnienem spauzować w ćwierćfinałąch, ale razem z graczami stwierdziliśmy, że nie ma na co czekać. Tym sposobem, walka trwała do ponad 4 nad ranem.
Rano, gdy część towarzystwa budziła się z krótkiego snu lud ruszył za potrzebą. W tajemniczych okolicznościach dostęp do WC został zabroniony, wtajemniczeni wolą nie wspominać tych makabrycznych scen, a ja nie chciałem nawet pytać o szczegóły! Pamiętajcie, że turniej odbywał się w szkole, a w takowych placówkach toalet nie brakuje. Dopadł mnie głód, więc ruszyłem na podbój okolicznych sklepów. Dziękujmy Bogu, że nie weszła jeszcze ustawa o zakazie handlu w niedzielę, bo chyba byśmy tam padli z głodu. Na samej pizzy człowiek przecież żyć nie może. Mniej więcej koło 7 rano dobiegł końca turniej Quake 4. W pamięci uktwił mi komentarz Ac|Da: Szaman jest jak maszyna, całą noc napier***** w Quake 4 a teraz odpalił Q3! Młodszy brat Tasslehoffa nie był jednak osamotniony, LoCkheed także nie zmrużył oka przez całą noc - nie przeszkodziło mu to zupełnie w wygraniu rozgrywek ET 1na1. Przed półfinałem 1on1 łyknął napoju energetycznego (którego producent sponsoruje m.in. Adama Małysza) i nie było na niego mocnych! Znamy już sekret jego aima, pewnie na śniadanie zjadł bułkę z bananem.
Po południu rozdano nagrody, porobiono kilka grupowych fotek i można było lecieć do domów. Tym razem załapałem się do limonkowo-żółtej bryki Racheta, więc podróż przeleciała dużo szybciej, a przede wszystkim zabawniej. Wyprawa przez rozkopane Gliwice, gdzie na głównych drogach są ustawione znaki zakazu wjazdu zmusiła Nas do jazdy przez szczere pola, kopalnie i elektrownie. Było ciekawie, ale nigdzie nie było McDonalda! W końcu dojechaliśmy do cywilizacji (Tychy), gdzie w żadnym Macu nie przyjmowali kart kredytowych. Totalna załamka, ale od czego mamy bankomaty - sytuacja pod kontrolą. Zaintrygowała mnie ciekawość Paska, nie sądziłem, że opakowanie Shake'a może być tak interesujące, a także, że w Szwecji "pół-litra" w sklepie kosztuje 200zł, a cały rynek monopolowy należy do jednego monopolisty (thx to Kha!n); człowiek uczy się jednak całe życie. W rytmach umc-umc-umc ruszyliśmy dalej, wpadliśmy co prawda w lekki trans, nawet kierowca w pewnym momencie nie wiedział gdzie jedziemy, ale nie przeszkodziło to jednak w dotarciu do centrum Krakowa - właściwej stolicy!
Znacie już mniej więcej przebieg imprezy, przydałoby się więc ją podsumować. Nie wiem jak wszystkim uczestnikom, ale mnie osobiście Lan Party w Gliwicach przypadło bardzo do gustu, poznałem masę nowych ludzi, z którymi na co dzień rozmawiam tylko na ircu czy gadu-gadu. Pierwszą rzeczą jaka rzuciła mi się w oczy, była liczba organizatorów. Pomyślałem "spoko - widocznie będzie dużo turniejów" - rozczarowałem się totalnie, większość ekipy łaziła bez celu po sali, a ich obowiązki wypełniali niekiedy sami uczestnicy. Mnie NoOne grzecznie spytał czy nie mógłbym mu pomóc, a że nie miałem nic przeciwko to zgodziłem się bez gadania - w dłuższej perspektywie wyszło mi to nawet na dobre, gdyż miałem kontakt z każdym, kto uczestniczył w rozgrywkach Enemy Territory, nie siedziałem tylko z grupką zawodników, których już gdzieś tam kiedyś poznałem. Ale fakt faktem, panował ogromny chaos, brak rozpiski nagród przed startem rozgrywek jest doskonałym przykładem.
Brak terminarzy spotkań był moim zdaniem dobrym rozwiązaniem, przynajmniej nie wiało nudą pomiędzy danymi turniejami. Nikt nikogo nie zmuszał do gry (przynajmniej ja nie zmuszałem), nie mówił - startujemy o 19:00, jak nie będzie tych czy tych to dyskwalifikujemy. Panowała bardzo luźna i przyjazna atmosfera, bez problemu można było rozwiązać każdy spór, a raczej nieporozumienie. Nie zapomnę jednak o tym, że organizatorzy nie wywiązali się z omawianych z eSports.pl przed imprezą ustaleń partnerskich - co prawda dostarczyli nam komputer, ale bez dostępu do internetu - nie tak się umawialiśmy. Można było wcześniej sprawdzić, czy zmiana IP będzie możliwa, a nie robić później tylko posępne miny i mówić "jakoś tak wyszło, nic nie poradzimy" - organizatorzy wykazali się zupełnym brakiem profesjonalizmu; jedyny NoOne zaoferował mi swoje stanowisko do pracy, do czasu podłączenia komputera SoOFki do sieci, chociaż i tak z niego nie skorzystałem. Takich problemów nie miała ekipa innego portalu - po prostu zagranie poniżej pasa.
Dj Martinez i spółka mieli wszystkim umilać rozgrywki, ale nie wychodziło im to zupełnie, tylko wszystkich denerwowali. Po pierwsze, nie każdemu odpowiadała muzyka w rytmach dance, techno, a do tego część kawałków była już po prostu przestarzała. Nic by się nie stało jakby przez chwilę leciał jakiś soft rock, czy nawet hip-hop, ale nie - w kółko leciała techniawa! Kiedyś mi się może obiła o uszy egzystencja Dj'a Martineza, ale żadną wielką gwiazdą nie jest - zachowywał się natomiast jakby to była impreza przygotowana specjalnie pod niego, a tych ~80 zawodników i zawodniczek to tylko dodatek. Nie reagował na prośby publiczności o ściszenie muzyki, dopiero wyraźne protesty wymusiły na nim oczekiwaną reakcję. Brakowało również jakichkolwiek wyników z turniejów, nie podawano kto wygrał, trzeba było o to pytać samych zawodników.
W ogóle to przeoczono pojedynek o największą nagrodę, której wartość oszacowano na około 10 tys. zł! Została ona ufundowana przez Ojca Dyrektora portalu eSports.pl - igor9k'a. Nagrodą był notebook tegoż wałaśnie dżentelmena, a pojedynek miał miejsce na platformie Quake 3! Zasady były proste - kto wygra z Igorem, dostaje jego sprzęt, wyzwanie przyjął jedynie niejaki Wolf - bodajże czternastolatek z Gliwic. Wszystko wyglądało cacy, dzieciak łyknął haczyk, a igor9k z zoomem po prostu zrobili sobie z młodzika jajca nie z tej ziemii. Ojciec Dyrektor załadował sobie .. aimbota, więc o wynik mógł być spokojny, a notebook pozostał w jego rękach. Nieładnie tak się zabawiać kosztem młodych graczy Panie Igorze, oj nieładnie! Powinien się Pan wstydzić!
Powrócmy jeszcze na chwilę do spraw organizacyjnych. Przed startem Lan Party, pisano, że będzie wyznaczona strefa do spania, na której każdy będzie mógł się przekimać w swoim śpiworze. Po dziś dzień zastanawiam się gdzie to było... W dodatku większość materacy zakosiła dla siebie organizacja, zamykając się w małym pomieszczeniu, zaraz obok naszego stanowiska. Rozumiem - "ciężko pracowaliście" to należy Wam się odpoczynek, ale gościnność raczej wymaga poświęceń, zwłaszcza, że uczestnicy płacili wstęp i te materace im się po prostu należały! Rzeczą karygodną, której żaden gracz nie wybaczy organizatorom jest brak hostess, które obwieszałyby zwycięzców nagrodami, z którymi każdy robiłby sobie fotki; panie które siedziały przy wejściu nie były widocznie tym zainteresowane, wyręczył ich jeden z organizatorów. A szkoda...
Niektórzy mylą jeszcze do tej pory Lan Party z turniejami na miarę profesjonalnych, gdzie zjeżdząją się najlepsi, aby wygrywać krocie. W Lan Party chodzi raczej o przyjemne spędzanie czasu w doborowym towarzystwie, a takiego nie brakowało (przynajmniej wśród graczy Enemy Territory). Imprezę zaliczam oczywiście do udanych, atmosfera była naprawdę sielankowa, ale jest to tylko moje osobiste zdanie, znajdą się oczywiście osoby, które będą odmiennego zdania. Jeśli ciekawi Was opinia innych uczestników, to zapraszam na drugą stronę tej kolumny!
Powyższy tekst jest subiektywną opinią autora i nie jest oficjalnym stanowiskiem serwisu eSports.pl.
0. LPŚ oczami autora | 1. Opinie i komentarze uczestników | 2. Fotogaleria
0. LPŚ oczami autora | 1. Opinie i komentarze uczestników | 2. Fotogaleria
- 1
#0 | edwa
2006-03-18 07:32:19
#0 | pr00
2006-03-18 08:22:17
#0 | FervenT
2006-03-18 08:43:26
#0 | Malwa
2006-03-18 09:09:12
#0 | trzyeM-
2006-03-18 09:14:08
#0 | igor
2006-03-18 09:46:26
#0 | igor
2006-03-18 09:49:31
#0 | Malwa
2006-03-18 09:51:46
#0 | igor
2006-03-18 10:00:01
#0 | NoOne
2006-03-18 10:23:20
#0 | valkir
2006-03-18 10:31:32
#0 | majcok
2006-03-18 10:44:13
#0 | ikzzZ
2006-03-18 11:12:47
#0 | ikzzZ
2006-03-18 11:13:35
#0 | vdr
2006-03-18 11:17:52
#0 | kaboom
2006-03-18 11:19:28
#0 | rOx!
2006-03-18 11:46:34
#0 | blacktyger
2006-03-18 11:52:39
#0 | adam@UK
2006-03-18 12:36:20
#0 | lab
2006-03-18 16:22:17
#0 | castor
2006-03-18 18:29:10
#0 | Thug`GaD
2006-03-18 18:43:10
#0 | Kha!n
2006-03-18 20:24:05
#0 | cwirek
2006-03-18 21:03:53
#0 | Kha!n
2006-03-18 21:04:57
#0 | trzyeM-
2006-03-18 21:10:35
#0 | freak
2006-03-18 21:40:04
#0 | prOar1el
2006-03-19 10:33:22
#0 | dominikt
2006-03-19 14:19:16
ta fota wygrala ;D
#0 | cwirek
2006-03-19 14:41:17
edit: wiesz, Mrozu na co drugiej swojej focie ma jezyk na wierzchu, ale nie chcialem chlopaka dreczyc - wybralem takie, na ktorych w miare normalnie wyszedl :D chociaz jemu to po prostu pasuje ;-)
a spojrzenie Tassa wymiata, nie? :D
#0 | mtheus
2006-03-19 18:52:23
#0 | dominikt
2006-03-19 19:28:32
#0 | n1
2006-03-19 20:43:16
#0 | n1
2006-03-19 20:54:04