FINAŁ : Mecz ze Szwecją
Już bez stresu, spokojni o własny wynik oczekiwaliśmy na doniesienia z drugiego meczu półfinałowego. W międzyczasie udało mi się wreszcie skontaktować z Szymkiem i pogratulować mu sukcesu w postaci awansu do finału. Z rozmowy z nim dowiedziałem się także, że już przed ćwierćfinałowym meczem z Holandią do drużyny ostatecznie dołączył eekz. Wcześniej pisałem już, że Marek obracał się wokół reprezentacji jeszcze od czasu draftów, więc taka decyzja stinga nie była dla mnie żadnym zaskoczeniem - sam postąpiłbym dokładnie tak samo. W obliczu ciężkich pojedynków w playoff doświadczony, dobrze pingujący zawodnik jaki bez wątpienia jest campa, stanowił istotne uzupełnienie (a w razie potrzeby wzmocnienie) składu Team Poland. Dodatkowo, w przeciwieństwie do wielu innych graczy, eekz nie trzymał głowy w chmurach i nie robił sam z siebie gwiazdy skupiając się na tym, co w razie potrzeby może wnieść do gry. Po prostu zależało mu na obecności w tej reprezentacji, co w połączeniu z dobrymi umiejętnościami i pozytywną postawą na treningach zaowocowało spóźnionym - ale jednak - powołaniem."[...] od samego początku naszym nationscupowym "marzeniem" było dojście do finału i zmierzenie się z nim właśnie ze Szwedami"
Kilka dni przed wyznaczonym terminem meczu ze Szwedami stał się cud i zmieniając providera, odzyskałem stały dostęp do internetu. Od razu czekało na mnie kilka przyjemnych i mniej przyjemnych niespodzianek. Przede wszystkim, na dzień dobry trzeba było negocjować prowizoryczną datę rozegrania spotkania. Powodem była planowana nieobecność kilku naszych graczy, w tym zika. Ostatecznie zdecydowaliśmy, że zagramy tak, jak było wstępnie ustalone - w sobotę 25 czerwca o godzinie 19:00. To był jedyny moment, kiedy trochę weszliśmy sobie ze stingiem w paradę, bo przez krótką chwilę obaj negocjowaliśmy własne terminy :) I nam, i Szwedom zależało bowiem, żeby mecz finałowy rozegrać jak najszybciej. Już prawie trzy tygodnie minęły od naszego pojedynku ze Szwajcarami, Szwedzi natomiast nieco mniej niż tydzień temu pokonali Rosjan 3:0, stając się naszym finałowym rywalem. Zwłaszcza z naszej strony walka o jak najszybsze zorganizowanie decydującego starcia była uzasadniona, bo kilku naszych graczy miało już autentyczną ochotę na wakacyjną przerwę od q3 i tylko zbliżający się mecz finałowy skłaniał ich (żeby nie powiedzieć: zmuszał) do dalszego grania i trenowania. A wszystko za sprawą Rosjan, którzy przełożyli swój półfinał z 5 aż na 19 czerwca, tłumacząć się przedłużającą nieobecnością mikesa. Ostatecznie były gwiazdor forZe niewiele im pomógł - polegli gładko 0:3, w zasadzie na żadnej mapie nie nawiązując walki z niebiesko-żółtymi. Z dwóch powodów była to dla nas dobra wiadomość. Po pierwsze - nikt z nas nie chciał dopuścić do sytuacji, w której przegrywamy ewentualne drugie starcie z Rosjanami, dając im szansę do rewanżu w walce o złoto! Po drugie, i chyba ważniejsze - od samego początku naszym nationscupowym "marzeniem" było dojście do finału i zmierzenie się z nim właśnie ze Szwedami, którzy od zawsze byli uznawani za guru europejskiego TDMa. Z takim rywalem nie wstyd przegrać, natomiast wielką frajdą jest stawienie mu czoła w meczu o mistrzostwo Europy. Mogę powiedzieć, że w pewnym sensie było to coś szczególnego dla każdego z naszych reprezentantów.
"nasi rywale wykazali się wielką wyrozumiałością i postawą fair play"
Wszyscy wiedzą, że 25 czerwca ostatecznie nie zagraliśmy. Głównym powodem takiego stanu rzeczy były nasze braki kadrowe. Z góry zakładałem, że w finale nie skorzystamy z usług zika, który akurat w tym czasie żegnał przyjaciela wylatującego za granicę. Dzień przed meczem dowiedziałem się też, że akurat w tym czasie scar będzie obchodzić swoje 18 urodziny. Jedynym wyjściem było w tej sytuacji przełożenie meczu na niedzielę, co z kolei nie uśmiechało się ani naszym graczom, ani Szwedom, obchodzącym swoje własne, alkoholowe święta :) Po części liczyliśmy więc na cud nie próbując przesunąc spotkania, ale takowy nie nastąpił. Ani zik, ani scar nie pojawili się na IRCu, co zresztą nie było dla mnie niczym dziwnym - obaj to zapowiadali. Wobec tego praktycznie miałem do dyspozycji jedynie trzech graczy: avka, detala i rava. Z kostonem od jakiegoś czasu nie miałem kontaktu (później okazało się zresztą, dlaczego - omyłkowo nie wymieniłem go w składzie Team Poland w newsie zapowiadającym finałowe starcie, więc Eryk odebrał to jako rezygnację ze swoich usług), kropek od jakiegoś czasu był średnio aktywny w q3, więc jego forma pozostawiała wiele do życzenia, zaś eekz borykał się z urazem - w wyniku kolizji drogowej złamał rękę, przez co jego ewentualny występ w finale byłby mocno utrudniony. Oczywiście mogłem też wstawić do składu siebie lub cmxa :) (nawet sting był w tym czasie na wyjeździe), ale taka gra nie miałaby raczej żadnego sensu. Z drugiej strony, miałbym sporego moralnego kaca odbierając scarowi możliwość zagrania w finale kilka dni po jego urodzinach - gracz ten był dla mnie bowiem jednym z cichych bohaterów NCVIII. O braku zika nie będę nawet wspominać, bo osłabienie wynikające z tego tytułu było oczywiste. Zdecydowałem się więc porozmawiać z naszymi rywalami i postarać się przekonać ich do zmiany terminu. Tu spotkała mnie niesamowicie pozytywna niespodzianka. Wszem i wobec mówi się bowiem o Szwedach jako o graczach bezkompromisowych, nieskorych do żadnych układów, idących do celu po trupach i generalnie przy pierwszej możliwej okazji utrudniających życie przeciwnikowi, w żadnym zaś razie nie idących mu na rękę. Zresztą, uczciwie mówiąc Skandynawowie sami zapracowali na tę opinię - wystarczy przypomnieć sytuację z Berserk TDM CPMa Nations Cup czy rozliczne problemy w rozgrywkach Quake'a II. Nie wiem, czy całkowicie odmienne zachowanie reprezentacji Szwecji vQ3 TDM to przypadek, czy też autentyczna zapowiedź zmiany mentalności tamtejszych graczy, ale nasi rywale wykazali się wielką wyrozumiałością i postawą fair play. Na pół godziny przed meczem, po całej przesiedzianej przed komputerami sobocie w zasadzie mogli zachować się tak, jak Rosjanie w starciu ze Słowakami - zdecydować się na walkower lub w najlepszym razie zażądać od nas gry w osłabionym składzie. Tymczasem najpierw Dibbe wykazał się dobrą wolą, w tylko dla siebie wiadomy sposób ściągając na kanał SobriuSa, a potem sam kapitan Szwedów jeszcze raz pokazał, że jest bardzo w porządku. Gdy przedstawiłem mu sytuację naszej reprezentacji, bez wahania odpowiedział: Wiesz, umawialiśmy się na ten termin i jesteśmy gotowi do gry, ale jeśli naprawdę nie macie możliwości wystawienia normalnego składu, możemy przełożyć mecz. W końcu i nam, i wam zależy na tym, żeby ten finał rozegrać w optymalnych zestawieniach. Moim zdaniem sob pokazał w tym momencie naprawdę wielką klasę, jego postawa była w pewnym sensie nagrodą za wszystkie przykre sytuacje (zwłaszcza związane z meczem z Rosją), które spotkały nas w trakcie rozgrywek. Brawo!
"Zyskując dla nas dodatkowe 7 dni miałem cichą nadzieję, że chłopaki jeszcze raz się zmobilizują i spróbujemy [...] przygotować się do meczu ze Szwedami"
Szybko ustaliliśmy, że ostatecznym terminem rozegrania finału będzie przyszły weekend - sobota lub niedziela. Zyskując dla nas dodatkowe 7 dni miałem cichą nadzieję, że chłopaki jeszcze raz się zmobilizują i spróbujemy przynajmniej w minimalnym stopniu przygotować się do meczu ze Szwedami. Nadzieja okazała się płonną, bo nie zrobiliśmy absolutnie nic, co mogło w jakikolwiek sposób poprawić naszą formę :) Mówiąc szczerze, nikt się tym specjalnie nie przejmował - jak już powiedziałem, część naszych graczy absolutnie nie miała ochoty zajmować się na początku wakacji Quakiem Trzecim i biorąc pod uwagę cały, dosyć długi "sezon ligowy", nie mogłem mieć do nich o to pretensji. Do tego wszystkiego doszła też chęć odpoczynku po kolejnym roku męczarni w szkolnych ławkach, przy czym zikowi wypada jeszcze pogratulować zdanej matury. Reasumując - w przeddzień finału wszyscy mieli raczej w głowie letnie wypady, niźli ćwiczenie kolejnych taktyk przed meczem ze Szwecją. Na dobrą sprawę ten finał traktowaliśmy bardziej jako nagrodę za dobrą postawę w całym NCVIII, niż rzeczywistą szansę walki o złoto. Owszem, po cichu każdy liczył na sprawienie jakiejś niespodzianki, ale generalnie chodziliśmy mocno po ziemi i zdawaliśmy sobie sprawę, z kim gramy. Z drugiej strony to nie było też tak, że chcieliśmy wyjść na serwer, odklepac trzy mapy, napisać "gg" i cieszyć się drugim miejscem. Najlepszym wyjściem było po prostu zagrać swoje, nie tworząc przy okazji chorej presji wyniku i z góry nie nastawiając się na żadne roztrzygnięcie.
Zanim wreszcie finałowa karuzela zaczęła się kręcić, musieliśmy roztrzygnąć jeszcze jedną wątpliwość - sobota, czy niedziela? Było nad czym myśleć, bo części graczy pasował pierwszy dzień weekendu, innym zaś drugi. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na niedzielę, 3 lipca i tu spotkało mnie pierwsze negatywne zaskoczenie. W przeddzień meczu zik stwierdził nagle, że prawdopodobnie nie będzie mógł wystąpić. Tłumaczył to ważnym wypadem do jednej z koleżanek, połączonym z imprezą pożegnalną naszego krajowego fatala - messa, który wybywał na saksy do Wielkiej Brytanii. Nie powiem, byłem lekko wkurzony, bo w końcu w pewnym sensie z powodu jego nieobecności w ogóle przełożyliśmy ten pojedynek. Ostatecznie Maciej obiecał, że zrobi wszystko co w jego mocy, by jednak zagrać, ale wtedy pojawił się kolejny problem. Okazało się, że bez zika część chłopaków nagle straciła swoje... cojones :) Mając w perspektywie grę bez swojego team leadera jego pierwszy zastępca, czyli detal, chciał po prostu zrezygnować z udziału w spotkaniu! Do dziś nie potrafię sobie przetłumaczyć powodu tak nagłego spadku wiary we własne umiejętności (akurat Piotrek nie ma się pod tym względem czego wstydzić), faktem jest że namówienie go do stawienia się wieczorem na serwerze kosztowało mnie sporo czasu, nerwów i... wysiłku umysłowego. Uciekłem się bowiem do małego fortelu, pisząc fałszywego loga z rozmowy na gg z zikiem :), w którym "Maciej" miał rzekomo zapewniać, że będzie z nami o czasie. Wtedy rzecz jasna wiedziałem już, że jego występ jest mocno wątpliwy, ale zrozumcie - nie miałem innego wyjścia. Sorry Piotruś :* :) Tuż przed meczem okazało się, że zik na pewno nie zagra i jego naturalnym zastępcą został rav, który tak znakomicie pokazał się w meczu z Rosją. Ostatecznie skład, który "wybiegł" do walki o złoto, wyglądał następująco: av3k, detal, rav, scar oraz niezawodny cmx na coachu. Choć w zasadzie z tą jego niezawodnością mogło być różnie, bo początkowo w ogóle miało go tego dnia nie być przy komputerze - oddawał się błogim rozkoszom na łonie natury i nie w głowie było mu opalanie się przed monitorem. Koniec końców, reprezentacyjny obowiązek zwyciężył i cmx, z pewnym opóźnieniem, ale jednak - stawił się na serwerze.
"[...] mało komu udało się przegadać Szwedów przy szukaniu serwera [...]"
No właśnie, serwer. Byłbym naiwniakiem nie spodziewając się trudnych negocjacji, ale aż takiej drogi przez mękę nie zakładałem. Początkowo Szwedzi chcieli grać tylko i wyłącznie na gs.necie, gdzie teoretycznie różnica pingów wynosiła zaledwie 5-10 na ich korzyść, ale... no właśnie. Różnica między pingiem wyświetlanym na tablicy wyników a rzeczywistym lagiem (widocznym po wpisaniu komendy cg_drawping), jest czasem bardzo duża. W praktyce wyglądało to tak, że wizualny ping 30-35 scara oznaczał faktycznie 30-35, podczas gdy podobny ping np. u Dibbego w rzeczywistości nie przekraczał 20-25. Szwedzi początkowo nie chcieli w ogóle przyjąć tego argumentu do wiadomości, ale po naradzie z chłopakami zdecydowanie postawiłem na swoim i gs.net jako finałowy serwer został odrzucony. Naszą propozycją był czeski OLYMP, gdzie już wcześniej rozgrywaliśmy Nations Cupowe spotkania. Tam warunki do gry były teoretycznie gorsze dla obu stron - zamiast średnich pingów 40-45 mieliśmy 50-55 (chwilami nawet powyżej 60), ale rzeczywista róznica laga była zdecydowanie korzystniejsza dla naszej reprezentacji. Ponadto najniżej pingujący Polak, scar, przytoczył kolejny istotny argument - Szwedzi rozgrywali swe mecze na gs.necie tak często, że "znali" ten serwer jak własną kieszeń. Wiadomo przecież, że mimo teoretycznie identycznych konfiguracji, na każdym serwerze wszystko może trochę inaczej "siadać". Dlatego wybierając hosta mniej znanego rywalom w pewien sposób zwiększaliśmy własne szanse. Ale Skandynawom pomysł gry 55 vs. 55 wyraźnie się nie spodobał, zaproponowali więc niemiecki k-play.de. Tam wszystko wyglądało jeszcze gorzej dla nas, ani jeden z naszych graczy nie pingował na biało. Wobec tego Szwedzi jeszcze raz próbowali przeforsować opcję gry na gs.necie, zmusili nas nawet do udania się na ten serwer, ale ostatecznie to MY postawiliśmy na swoim i riper zdecydował, że mecz zostanie rozegrany na "naszym" OLYMPie. W pewnym sensie uważam to za mały sukces własnej dyplomacji, bo w końcu mało komu udało się przegadać Szwedów przy szukaniu serwera i w ogóle zmusić ich do gry na pingach wyższych niż 30. Cała operacja przebiegła jednak zaskakująco sprawnie, w chwili gdy ostatecznie zebraliśmy się na OLYMPie, do planowanej godziny rozpoczęcia gry pozostało jeszcze jakies trzydzieści minut. Nasi rywale chcieli z miejsca zacząć grać, ale my postanowiliśmy wykorzystać czas do maksimum w oczekiwaniu na cmx'a. Nie powiem, szwedzcy gracze zaczynali się już lekko stresować gdy dochodziła godzina 21, a po naszym coachu nie było śladu :) Ostatecznie zjawił się niemal punktualnie i o godzinie 21:03 rozpoczął się długo oczekiwany mecz Polska - Szwecja.
"Cóż mogę powiedzieć - pokazaliśmy jaja."
Wybraliśmy standardowy dla nas zestaw ospdm5+dm7, Szwedzi również postawili na osp5, dorzucając do niej deemszóstkę. W ich składzie w stosunku do tego, co było awizowane jeszcze przed meczem, nastąpiła jedna zmiana - nieobecnego zyvvego zastąpił ooze i jak się potem okazało, ten właśnie gracz okazał się być kluczowym dla reprezentacji niebiesko-żółtych. Szwedzi chcieli rozegrać którąś z naszych map jako pierwszą, my woleliśmy najpierw rozegrać pojedynek na dm6. Rzut monetą roztrzygnął, że spotkanie rozpoczęło się od The Campgrounds II. Jeszcze tylko chwila rozmowy na ts'ie, ostatnia miniodprawa taktyczna i kilka bojowych okrzyków: FARTA! FARTA!, i zaczynamy! Cóż mogę powiedzieć - pokazaliśmy jaja. Grając przeciwko reprezentacji Szwecji na ich domowej mapie nie daliśmy się zepchnąć do panicznej obrony (co stało się udziałem m.in. Rosjan, ale po części także i Francuzów). Przeciwnie - w pierwszej części gry to MY narzuciliśmy rywalowi swoje warunki! Graliśmy szybko i ostro, nie dając przeciwnikom rozwinąć skrzydeł, a momentami wręcz budując niewielką przewagę. Szwedzi musieli być zaskoczeni takim obrotem sprawy, zresztą SobriuS przyznał mi się po meczu, że nie spodziewał się tak otwartej gry z naszej strony. Niestety, piękny sen trwał tylko nieco krócej niż 10 minut - potem niebiesko-żółci otrząsnęli się z chwilowego knockdownu i głównie za sprawą rozgrywającego chyba mecz życia oozego (udał mu się rewanż za przegrany sparing z nami w barwach FOE) zaczęli szybko nadrabiać kolejne fragi. Gracz FOE stał się przyczynkiem frustracji Polaków, zdaniem naszych graczy ten ooze kosił jak szalony na ra i to prawda, głównie za sprawą niedokładnego zabezpieczenia tego sektora Szwedom w ogóle udało się przełamać nasz napór. Muszę jednak powiedzieć, że byłem dumny z chłopaków - nie spękali i pokazali kupę naprawdę dobrej gry, fundując Szwedom bodaj najtrudniejszy mecz na dm6 w całym Nations Cupie! Nam jako jedynym udało się powstrzymać Skandynawów przed przekroczeniem granicy 200 fragów, oprócz tego w porównaniu bilansu zadanych - otrzymanych obrażeń wypadlismy zdecydowanie lepiej od Rosjan i Francuzów, o Finach nie wspominając. Kto wie, może właśnie ten mecz był naszym najlepszym na prodm6? Moim zdaniem to bardzo możliwe, bo w końcu graliśmy z królami deemszóstki, zmuszając ich momentami do rozpaczliwych wysiłków. To wszystko dawało powody do optymizmu przed naszą q3dm7, gdzie poprzednio rozwalcowaliśmy Szwajcarów, ale... zostaliśmy po prostu przeaimowani. Generalnie scenariusz był podobny do tego z pro6, początek z lekkim wskazaniem na reprezentację Polski, ale wraz z upływem czasu gubiliśmy swój rytm gry, Szwedzi zaś wprost przeciwnie. Co tu dużo mówić - dostaliśmy solidne lanie, ale po raz drugi pozostawiliśmy po sobie zaskakująco dobre wrażenie, nie cofając się przed pójściem z reprezentacją Szwecji na wymianę ciosów na najbardziej skillowej mapie. Wierzcie mi lub nie, ale mało która europejska reprezentacja pozwalała sobie na coś takiego.
"Gdy zdaliśmy sobie sprawę, że nie damy już rady dogonić Szwedów, [...] zaczęliśmy się po prostu cieszyć z drugiego miejsca"
Ostatnią szansą przedłużenia nadziei na złoto była ospdm5, ale wtedy na dobrą sprawę nikt z nas już o złocie nie myślał. Zdawaliśmy sobie sprawę, że pokonanie ironbyte'a i spółki na tej mapie będzie niezwykle trudne, zresztą długo wahałem się nad wyborem właśnie jej, lub q3dm14tmp (gdzie wygraliśmy ze Szwedami sezon wcześniej, jeszcze pod kierownictwem ognosa). Postawiliśmy na ospdm5 wiedząc, że trenowaliśmy tam o wiele więcej i nasze zgranie na niej generalnie lepiej funkcjonowało, niż w przypadku dm14. Tym razem jednak gra ułożyła się zupełnie inaczej niż na dm6 i dm7 - Szwedzi dosłownie zmietli nas z ziemi, uzyskując w pierwszych dwóch-trzech minutach kilkanaście fragów przewagi. I wtedy w zasadzie mecz się skończył. Z perspektywy speców oglądających finał na GTV był on w pewnym sensie blamażem, zdecydowanie słabszym występem po dwóch zupełnie dobrych mapach, ale... wierzcie mi lub nie, dla reprezentantów Polski ostatnia mapa skończyła się po pierwszych 5 minutach :) Gdy zdaliśmy sobie sprawę, że nie damy już rady dogonić Szwedów, nagle wszystko z nas "wylazło", gdzieś odeszła ta mimo wszystko ciążąca na nas w pewien sposób presja i zaczęliśmy się po prostu cieszyć z drugiego miejsca. Mówię poważnie - nigdy nie widziałem drużyny przegrywającej finał mistrzostw Europy w tak dobrych nastrojach. Bardzo żałuję, że nie dysponuję nagraniem z naszego teamspeaka - na pewno zrobiłby wielką karierę w sieci :) Niektóre żarty naszych graczy (scar: to może zróbmy tak, przyczajmy się na shotgunie i poczekajmy tam na Szwedów, będzie dobre?; av3k po wzięciu quada: UCIEKAJ AV3K, UCIEKAJ!!; znowu av3k: wiecie co... ale ten toxic to mi naprawdę przypomina prosiaka; czy wreszcie detal: teraz przez całe wakacje będziemy trenować po 5 godzin dziennie!) doprowadzały nas do histerycznych ataków śmiechu. Być może na sucho nie brzmi to aż tak zabawnie, ale w sytuacji gdy byliśmy naprawdę ostro "wożeni" po respawnach wręcz nie mogliśmy pohamować się od gwałtownych skurczy mięśni śmiechowych. Innymi słowy - to, co dla oglądających było kompromitacją i ownagem ze strony Szwedów, dla nas było po prostu 20 minutami przedniej zabawy w kapitalnej atmosferze. Fiesta na ts'ie nie skończyła się wraz z wybiciem ostatniego gongu meczu finałowego - podziękowaliśmy wtedy rywalom za grę, ale jeszcze przez kilkanaście kolejnych minut żartowaliśmy, śmialiśmy się i fetowaliśmy nasz wspólny sukces - drugie miejsce w ClanBase Nations Cup VIII!
Strona główna | Podsumowanie
PRZYGOTOWANIA: 1. Kapitanem być | 2. Rewolucje | 3. Draft | 4. Czas treningów |
FAZA GRUPOWA: 1. Mecz z Rosją | 2. Serbia i Czarnogóra | 3. Słowacja | 4. Mecz z Rosją - odc. 2 |
PLAYOFF: 1. Kiedy i z kim? | 2. Pokonać Holandię | 3. Przyczajony orzeł, ukryty ser |
FINAŁ: mecz ze Szwecją |
BONUS: Profile zawodników | Polska w Nations Cup