Co zabiło scenę Battlefielda?
Pamiętam jak dziś, dzień w którym dostałem w swoje ręce paczkę ze sklepu komputerowego, w której był mój nowy komputer w częściach i Battlefield 2. Pierwsze potyczki, pytania: "jak On mógł mnie zabić?", okrzyki "cheater!", czy główkowanie jak tu wystartować J-10. Piękne czasu radosnego biegania po serwerach FFA, kiedy to liczyły się tylko statystyki, nowe unlocki. Ale to był dopiero początek, gra skrzydła rozwijała w grze klanowej, kiedy to ośmiu chłopa, tudzież kobiet, stawało na przeciwko równie licznej drużyny, aby pokazać kto tu rządzi. Czy też nocne pojedynki piechoty, czyli infantry, zazwyczaj 5na5, które pozytywnie rozluźniało po ciężkim dniu.Wydawało się, że ta sielanka będzie trwać wiecznie, ale z miesiąca na miesiąc było coraz gorzej. Swoje najlepsze czasy scena Battlefielda 2 miała w momencie Polish Championship 2006, kiedy to zgłosiło się ok. 20 klanów do rozgrywek, a nowe drużyny ciągle powstawały. Poza tym świetnie się miała w tamtych czasach scena światowa, turnieje takie jak World Tournament, z ogromnymi pulami nagród tylko cieszyły, a żeby startować w EuroCupie trzeba było być naprawdę bardzo dobrym.
Patche? |
Co z tego jednak? Electronics Arts zamiast wspierać grę klanową, częściej przeszkadzała. A jak wiemy, bądź nie, to ludzie tworzący klany wydawali kasę na serwery rankingowe, tworzyli portale scenowe, organizowali ligi i sprawiali, że gra była popularna. Ale po co te całe starania, skoro twórcy gry co kilka miesięcy wprowadzali patche, które diametralnie zmieniały rozgrywkę. Najpierw usunięto z gry "delfinki", czyli odbijanie się z brzucha, które było bardzo skuteczne w walkach 1na1. Osłabiono także granatnik, który siał spustoszenie w szeregach wroga. Te zmiany można było przeboleć, mimo że wypaczały one obraz gry, choć szkoda było, bo przez pół roku człowiek się przyzwyczaił.
Jak to mówią, im dalej w las, tym ciemniej. Wprowadzanie zmian weszło w krew ludziom z DICE, gdyż na wspomnianych wcześniej się nie skończyło. Przyszła pora na helikopter, który był najważniejszym pojazdem na planszy. Kto panował w powietrzu, panował w grze, oczywiście nie zawsze, ale w niemal większości wypadków. Jak już osłabiamy inne rzeczy to i "helkę" możemy. Jak powiedzieli tak też zrobili. Zasięg rakiet Tv został zmniejszony, pancerz zmiejszony, latanie samemu prawie niemożliwe. Rola helikoptera przestała być dominująca, choć w sprawnych rękach dalej siał spustoszenie.
Oczywiście to też można było przeboleć, ale dalej już nerwy niektórym puściły. Bo co ludziom przeszkadzał squad jumping? Jedna z podstaw gry klanowej w dwójkę. Sprawne zmienianie drużyn i spawn na liderze składu, często przesądzały o wygranej, bądź nie, wymuszały większą czujność, lepsze zgranie i uwagę w obronie. Ale co Ci klanowcy mogą wiedzieć, to my stworzyliśmy grę, poza tym tylu ludzi narzeka, że to tylko psuje grę, na serwerach FFA jacyś dziwni gracze z tagami w 5 minut robią nam wszystkie flagi... Czara goryczy się przelała, mimo że ludzie się po pewnym czasie przyzwyczaili, to ciągłe zmiany nie są tym, czego potrzeba, aby gra długo była popularna, a scena była coraz większa.
Po pewnym czasie doszła kolejna rzecz, na początku znana nielicznym, która stałą się przekleństwem tej sceny. "Configi", bardzo popularne w takich grach jak Quake 3, Enemy Territory itp., w których gracze ustawiali grę pod siebie, wyłączali zbędne rzeczy, włączali to co im ułatwiało grę. Mówiłem już, że Battlefield 2 to specyficzna gra? Nie? No to teraz mówię, bo w tej grze zmiana dwóch linijek w cfg i dodaniu kilku sprawiała, że stawaliśmy się niemal nieśmiertelni, a nasze strzały wchodziły w przeciwnika jak w masło. Co zdolniejsze klany, potrafiły tak ustawić sobie swój własny serwer, że musiały by nic nie robić, żeby przegrać mecz.
To jednak nie koniec. Widzieliście grę, w której ustawiając kilka komend mieliście wallhacka? Ja też nie, do czasu, aż nie ujrzałem pb screenów ludzi z tzw. "namtagami", czyli nickami, które widać nad graczami jak na nich najedziemy celownikiem, z tą różnicą, że widocznymi zawsze i wszędzie, nawet przez budynki. Nie muszę, mówić jakie to było ułatwienie i co ciekawe, twórcy nic nie robili, aby przeciwdziałać tym rzeczom, bo niby po co, szkoda na to czasu, lepiej zrobić nową grę...
BF2142? |
Jesień 2006, premiera Battlefielda 2142, którego ilość unlocków, odznak i innych pierdół była wprost proporcjonalna do jego żywotności. Mimo że gra była dość dobra, a z ClanModem, który zmieniał tylko kilka podstawowych spraw nawet bardzo dobra, szczególnie w infantry, to jednak klimat oraz to, że gra wyglądała jak modyfikacja dwójki odstraszyła rzesze graczy. Najlepszym przykładem "popularności" 2142 był PC07, w którym udało się uzbierać 10 drużyn, choć i tak dopiero w ostatniej chwili.
EA wolała jednak łożyć kasę na nowszą część cyklu, mimo że do BF2 trochę jej brakowało i to była jedyna rzecz, która przyciągnęła klany do tej gry. Skończył się wspomniany Polish Championship 2007, w Finlandii odbył się turniej Assembly, notebane wygrany przez Wildę D-Link. A potem co? Nic. Drabinki leżą i kwiczą, pucharów jako takich nie ma. Gra umarła, zanim się w ogóle "narodziła". Narobiła zamieszania, zmusiła w pewnym sensie część klanów na zmianę gry, aby w końcu zbierać kurz na półce.
Czy ta gra, z perspektywy klanów była potrzebna? Zdecydowanie nie, ale to nie od nas zależy co i kiedy wydają firmy. Tylko, czy swoimi działaniami, swoją postawą, muszą niszczyć społeczności tychże gier? Moim zdanie nie, ale jak wiadomo liczy się tylko kasa. Gdyby kolejna część BF pojawiła się na rynku dopiero teraz, to mogę się założyć, że większość ludzi by się przesiadła na nią, a scena tętniła by życiem tak jak na początku.
A tak co mamy? Ludzie przechodzą na Enemy Territory: Quake Wars, które ani trochę nie jest podobne do Battlefielda. Niby są pojazdy, ale to nie to, brak tego czegoś. Czy też na Call Of Duty 4, wehikułów bark, ale podobno 5na5 przypomina troszkę to z BF, zobaczymy. W sieci krążą pogłoski o tym, że niby ma się pojawić Battlefield 3, ale jeśli choć połowa z zapowiedzi okaże się prawdą, to nie warto czekać, przynajmniej dla ludzi, którzy uwielbiają rozgrywki klanowe. Oczywiście pozostaną fani gier z tej serii, jednak z roku na rok, z miesiąca na miesiąc będzie ich coraz mniej, a szkoda, bo potencjał, a szczególnie BF2 nie został do końca wykorzystany.
Powyższy tekst jest subiektywną opinią autora i nie jest oficjalnym stanowiskiem serwisu eSports.pl.
#0 | Fakkir
2007-11-19 00:44:44
Wróciłem 2 dni temu kupując oryginał... Szczerze żałuję...
Dlaczego?
Otóż pierwsze wrażenie - coś mało serwerów, czyżby gra umarła?
Drugie wrażenie - wszyscy grają na dodatkach, na które nie chciało mi się wydawać kolejnych 150 zł i to dlatego tak mało tych servów :/
Trzecie wrażenie - CHAOS. Niczego się tu nie da realistycznie bronić. Cały czas latam po mapie, bo przeciwnik przejmuje flagi, gdzieś na drugim końcu mapy i gra zamienia się ze strzelanki w wyścigi (wszyscy grają na największych w dwadzieścia parę osób, zamiast na mniejszych kładąc więcej uwagi na taktykę).
Od 2005 roku miałem romans z dwoma niesamowitymi grami, które tak naprawdę uświadomiły mi co to dobry teamplay i na czym powinna wyglądać rozrywka multi w FPP.
Pierwszą było pewnie każdemu znane Enemy Territory (grałem w nią z przerwami od kiedy wyszła). Gra wybitna, w której podział na specjalizacje znaczy właściwie wszystko, w której zgranie to podstawa i która daje olbrzymie pokłady radochy.
Po jakimś czasie (mniej więcej rok temu), jako że nie jestem stały w uczuciach, zacząłem szukać podobnych wrażeń w nieco innym wydaniu. Na GameSpy dowiedziałem się, że wychodzi pudełkowa wersja ultrarealistycznego moda do Unreal Tournament 2004 - Red Orchestra.
No i się zaczęło. Cena w sklepie zachęcająca. Kupiłem.
Wróciłem do domu, zainstalowałem, zrobiłem konto na STEAM-ie i włączyłem grę. 4 godziny później zacząłem używać przekleństw i obelg w stosunku do Red Orchestry. Na pierwszy rzut oka jej realizm jest niesłychanie zniechęcający. Brak celownika pośrodku ekranu, praktyczny brak HUD-a, śmierć od pierwszej kuli. Co tu jest w ogóle grane? :D
Ale jako, że jestem również uparty pograłem nieco. Po jakimś tygodniu przyszły pierwsze fragi i obeznanie \"o co biega\".
Gram do dzisiaj przynajmniej 3 - 4 razy w tygodniu i gorąco polecam. Nie jest to gra dla każdego. Ginie się tutaj od pierwszej kuli, która często przylatuje \"znikąd\", w pojedynku na małą odległość jeśli masz Mausera, a wróg Pepeszę to Twoje szanse są zwykle równe zeru (na dużą odległość jest dokładnie odwrotnie), ale gra ma w sobie niesłychany potencjał. Masz wrażenie uczestnictwa na wojnie, albo oglądania nowego Wroga u Bram. To jest taki Battlefield 1942 z wielką dozą realizmu i niesamowitą nawet dzisiaj grafiką (gra jest ciągle patchowana i udoskonalana, a łatka z sierpnia tego roku wprowadziła skok jakościowy jeśli idzie o grafikę i jest ona teraz niemal filmowa). Mapy są przemyślane i na prawie wszystkich gra się świetnie.
Jeśli ktoś chce spróbować czegoś naprawdę dobrego jeśli idzie o multi to powinien spróbować Red Orchestry. Scena się ciągle powiększa, a gra po jej w miarę opanowaniu daje mnóstwo radochy i satysfakcji...
A ja się zdecydowałem. Jutro idę do Empiku i oddaję Battlefielda. Nic do niego nie mam. Fajnie się w niego gra, ale nudzi mnie nieco jeżdżenie od flagi do flagi i brak naprawdę ekscytujących pojedynków teamowych na pubie... Dopłacam pół bańki i pomęczę sobie Quake Wars, bo jestem ciekaw na co wyrosła moja była kochanka :P
Pozdro!