Polskie eliminacje do World Cyber Games już za nami. Organizatorzy wyszli obronną ręką i ustrzegli się żenującej porażki na całej linii, lecz nie uniknęli gorzkich słów krytyki, znów organizując LAN-a, którego treść przerosła formę. Pora na parę łyżek dziegciu od eSports.pl.
Jak na imprezę tej rangi, nie obeszło się bez tak zwanej „pompy” – wszystko odbyło się niemal w samym centrum Warszawy, na szczycie jednego z największych centrów handlowych w stolicy, z odpowiednią ilością kibiców i sportowych emocji, oczywiście pod czujnym okiem mediów nie tylko stricte esportowych. Całość stanowi ogromne wyzwanie organizacyjne, któremu – jak zwykle – nie do końca udało się sprostać. Nie ma się co dziwić – LAN bez błędów i opóźnień, biorąc pod uwagę obecnie panujące warunki i stosunek do gier komputerowych w Polsce, jest realny mniej więcej w podobnym stopniu, co jego podsumowanie bez cienia krytyki.
Idea organizowania imprez tego typu w miejscach publicznych wydaje się niezła. Problem w tym, że wiele pomysłów wydaje się niezłych, kłopoty zaczynają się, gdy przychodzi nam wcielić je w życie. Dzięki zlokalizowaniu turnieju LAN w centrum handlowym, w pewien sposób „wychodzimy z esportem do ludzi”. Spacerujący po galerii mogą zetknąć się ze zjawiskiem, jakim jest profesjonalne granie na komputerze, zlekceważyć je lub, być może, polubić, zrozumieć, przede wszystkim jednak poznać. W ten sposób gracze stają się mniej anonimowi, a ich hobby dostaje szansę przerodzić się w zawód. Ponadto ideę tę bez wątpienia pochwalają sponsorzy, być może wręcz traktują ją jako warunek konieczny, aby pozyskać ich wsparcie. Jasne jest, że ich logo pojawiające się w miejscu publicznym, tam, gdzie zobaczy je o wiele więcej osób, niż w kafejce internetowej, sali gimnastycznej czy jakimkolwiek innym miejscu, w którym można zorganizować tego typu imprezę, stanowi dla nich o wiele większą wartość.
Niestety, na napływie ludzi „z zewnątrz” oraz teoretycznie większej ilości typowych kibiców, którzy przyjechali na takie WCG tylko po to, aby zobaczyć zawodników na żywo i popatrzeć na to, jak grają, tracą sami gracze. A nie powinni. Od dawna organizatorzy LAN-ów szukają złotego środka pomiędzy dostatecznym komfortem gry dla graczy a wygodą śledzenia zmagań dla widzów. Rzadko kiedy udaje się go znaleźć. Tym razem, niestety, nie udało się.
Zawodnikom zapewniono niezłe warunki do gry i względny spokój. Specjalnie wydzielony dla nich kącik na piętrze spełniał swoje zadanie. Ucierpieli na tym kibice, którzy zdecydowanej większości gier nie zobaczyli, choć po to właśnie przyszli na finał polskich eliminacji do World Cyber Games. Tłum gapiów tłoczył się za barierkami, oddzielającymi ich od graczy. Tak było przez całe dwa dni, aż do wielkiego finału. Monitory, jak na złość, stały bokiem, więc jedyne, co widziała widownia, to miny graczy i ich reakcje na dziejące się w grze rzeczy.
Działo się tak wcale nie dlatego, że scena wciąż była zajęta, a terminarz gonił. Dużą część czasu podczas obu dni finałów scena pozostawała pusta, a na telebimach widzieliśmy rozrzucającego smyczki i koszulki Kroogera lub spoty reklamowe. I tutaj klaruje się kolejne niedociągnięcie. Mimo rozlokowania na terenie całego klubu kilkunastu telewizorów, nadających tę samą transmisję, którą wszyscy mogli śledzić w Internecie, zmarnowano cenny czas antenowy. Większość rozgrywek obejrzeć mogliśmy na wizji tylko wtedy, gdy toczyły się na scenie. O ile lepiej by było, gdyby najciekawszy mecz, rozgrywany w danym momencie, był transmitowany na tychże telewizorach.
Gdy wreszcie przychodziło do rozegrania jakiegoś meczu na scenie, wówczas także nie wszystko przebiegało gładko. Zaplanowana przestrzeń dla kibiców była wypełniona po brzegi. Kilkadziesiąt miejsc siedzących obok graczy zajęte było praktycznie cały czas, aby nie stracić tam wygodnego krzesła, trzeba było je pewnie grzać od rana do wieczora. Publiczność tłoczyła się na schodach, przy wejściu oraz za plecami Pani kamerzystki. Wszystko to powodowało ogólne zamieszanie i rozgardiasz, choć oczywiście dawało powód do satysfakcji, ze względu na duże zainteresowanie zawodami.
Dużo zastrzeżeń powędrowało w stronę komentatorów. Trudno się z tym nie zgodzić – mimo godnych podziwu ambicji i zaangażowania, daleko im było do TosspoTa czy DJ Wheata. Na niezmiennie wysokim poziomie pozostał jedynie Sawik, wyróżniał się także Raven (choć w tak doborowym towarzystwie nie jest to chyba nadzwyczajny wyczyn). Pozostali mieli podstawowe problemy z opanowaniem brzydkich nawyków językowych, jak choćby wszędobylskie „yyy”. Nie jest to jednak nic dziwnego, skoro do takiej pracy często wybiera się dane osoby nie dlatego, że potrafią sobie poradzić z presją, mają nienaganną dykcję i są wygadane, tylko ze względu na ich pozycję na danej scenie i jej znajomość.
Głównym mankamentem, na który narzekali przede wszystkim obserwujący WCG on-line, była fatalna jakość streamu. Dźwięk był piekielnie nienaturalny, a obraz nieustannie przerywał. Podobno zostało to naprawione drugiego dnia, lecz ja specjalnej różnicy nie wychwyciłem. Kiepska forma wizji doszła do tego stopnia, że aby sprawdzić wynik finału drabinki przegranych w Counter-Strike’a, podłączaliśmy się do serwera HLTV na laptopie, ponieważ siedząc dziesięć metrów od kilkudziesięciocalowej plazmy, nie byłem w stanie odczytać cyferek. Warto dodać, że za ów stream odpowiedzialna była firma Netia.
Zresztą to był najmniejszy problem, jeśli chodzi o sprawdzanie wyników. Prasa nie miała bowiem wstępu do strefy dla graczy. Oznacza to, że aby poznać wynik jakiegoś spotkania, dzielni, esportowi dziennikarze musieli przeciskać się przez oblegający graczy tłum, aby przy barierce, jeśli się miało szczęście, spotkać któregoś z organizatorów i zapytać o pożądany rezultat. Również siedzący na scenie widzowie nie mogli nijak dowiedzieć się, na jakim etapie są poszczególne rozgrywki (chyba, że za pośrednictwem Internetu oczywiście). Dobrym rozwiązaniem, które zaproponował ktoś kilka lat temu, byłoby stworzenie odpowiednich tabel, grup i drabinek i wyświetlanie ich co jakiś czas na telewizorach. Jakże ułatwiłoby to pracę mediom oraz uprzyjemniło śledzenie zawodów widzom. Niestety, do dziś nie udało się tego wprowadzić.
Doskonałym pomysłem wydawało się wprowadzenie kilku poważnych kamerzystów na scenę oraz realizatora za kulisy, który odpowiedzialny był za to, co aktualnie widzimy na ekranach. Oczywiście, dużo roboty nie miał – większość czasu antenowego pokazywał z różnych ujęć Kroogera i konkursy o różne gadżety. Gdy jednak przyszło mu realizować transmisję z jakiegoś spotkania, niemal od razu widać było, że facet nie ma pojęcia o tym, co się dzieje na ekranie. Nierzadko, jak na złość, w najważniejszym momencie przełączał stream z gry na kamerę ze sceny. Ogólnie rzecz biorąc pomysł znakomity, jego wykonanie niestety pozostawia wiele do życzenia.
Do puli grzechów organizatorów trzeba doliczyć te, których chyba nigdy się nie uniknie, czyli opóźnienia i zwykłe, ludzkie pomyłki. Rozgrywki rozpoczęto z kilkugodzinną obsuwą, choć, ku mojemu zdziwieniu, udało się je zakończyć planowo. Błędy popełniali również ludzie odpowiedzialni za przebieg zawodów. Najgłośniej było oczywiście o feralnym tekście Wojtka „izi’ego” Gruszczyka, jednego z sędiów, podczas finału WarCrafta, kiedy nieumyślne podpowiedział jednemu z graczy i gra musiała być rozgrywana od nowa. Nie zapominajmy również o dramatycznym restarcie serwerów podczas finału CS-a, po którym prowadzący PGS przegrał pięć rund z rzędu i w efekcie całą mapę. Zapewne to tylko wierzchołek góry lodowej, bo o zdecydowanej większości pomyłek nigdy się nie dowiemy. Niestety, te, które wyszły na jaw, wpływają negatywnie na obraz całej imprezy.
Wbrew pozorom jednak nie wszystko na tegorocznym WCG było przeciętne. Obszerny press room z wygodnymi kanapami, Wi-Fi na terenie całego lokalu i catering to tylko kilka pozycji z góry listy, które miały pewnie obłaskawić krytycznie nastawione media. Choć niektórzy gracze skarżyli się, że kącik dla dziennikarzy jest za duży w porównaniu do strefy dla graczy, mi osobiście (a jakże!) przypadł do gustu. Pracowałem już w różnych press roomach przy okazji różnych imprez w Polsce i ten zdecydowanie oceniam najwyżej. Mimo wszystko podobał mi się również wybór miejsca. Klub był zwyczajnie ładny, gustowny, a centrum Warszawy to, moim zdaniem, dobre miejsce na rozegranie, bądź co bądź, eliminacji do mistrzostw świata.
Przede wszystkim jednak należy docenić starania organizatorów. Nie dlatego, że tak wypada, ale właśnie dlatego, że im się to należy. Realizacja wielu pomysłów pozostawia nieco do życzenia, lecz sam fakt, że są one konsekwentnie wprowadzane i realizowane zasługuje na uznanie. Telewizory w każdym kącie, komentatorzy na scenie, kamerzyści i wiele innych, drobniejszych aspektów to naprawdę znakomite rozwiązania. Być może za rok doświadczenie zdobyte tym razem zaprocentuje i uda się je lepiej wykorzystać.
Tegoroczne WCG doskonale pod względem organizacyjnym nie było porażką, aczkolwiek daleko mu było do triumfu. Z punktu widzenia kibica impreza mogła być nawet nudna. Organizatorzy bardzo starali się o to, aby taka nie była – niestety, nie wyszło. Trudno się dziwić, skoro poprzeczka zawieszona przez wygórowane oczekiwania kibiców, którzy chcieliby, aby takim imprezom towarzyszyła oprawa co najmniej taka, jak na otwarciu olimpiady, znajduje się bardzo wysoko i mało kto ją pokonuje.
Redakcja eSports.pl chciała wyjaśnić niektóre sporne czy wątpliwe kwestie poruszone w tym tym artykule poprzez zamieszczenie tutaj wypowiedzi organizatorów WCG, niestety wbrew zapewnieniom i naszym staraniom nie dostaliśmy odpowiedzi.
Relacja z WCG Polska - przejrzyj przebieg relacji eSports.pl z warszawskich rozgrywek.
Stojący w cieniu zwycięzca WCG Polska - wywiad z reprezentantem Polski na Światowych Finałach.
#1 | AnT
2009-10-08 20:52:12
Ten tekst to trafny obraz tego co było. proste.
#2 | conish
2009-10-08 21:17:19
#3 | mateck
2009-10-08 22:12:14
#4 | Darky
2009-10-09 09:40:09
nie mialbym nic przeciwko WCG w stylu IFNG, ale niech bedzie miejsce dla kibicow... duzo wiecej miejsca...
#15 | AvangarD
2009-10-12 22:07:30
#5 | traq
2009-10-09 13:54:19
Nie widziałem, żeby ludzie związani z WCG pisali artykuły wytykające potknięcia na Cyberarena36i6
Zakładam, że to co napisaliście jest prawdą i intencje były szczere, ale tak czy inaczej Wam nie wypada krytykować konkurencyjnej imprezy.
#6 | kris
2009-10-09 14:11:36
#7 | Soofka
2009-10-09 15:18:16
#8 | traq
2009-10-09 16:17:51
W dalszym ciągu twierdzę, że nie powinniście pisać w kategoriach wytykania błędów o konkurencyjnej imprezie, gdyż każdy czytelnik ma prawo w tej jednej konkretnej sytuacji zarzucić brak obiektywizmu.
Żeby było jasne osobiście wierzę, że artykuł jest obiektywny i co więcej jest to konstruktywna i potrzebna krytyka.
#9 | AnT
2009-10-09 16:26:26
#10 | traq
2009-10-09 16:48:33
#11 | lab
2009-10-09 17:18:59
#12 | solar
2009-10-11 17:14:17
zawsze lubie poczytac o komentatorach z wiadomych wzgledow, ale tego zdania nie rozumiem :) raven sam przeciez komentowal SC i robil to bardzo dobrze.
#13 | Soofka
2009-10-11 17:34:43
#14 | solar
2009-10-12 00:10:50
czuje sie troche wrzucony do jednego worka z innymi komentatorami i licze na jakas konstruktywna krytyke :)