Zwykle temat felietonu pojawia się w weekend. Często trzeba wybierać spośród kilku, a czasem jest tylko jeden. Zdarza się też, że coś ciekawego pojawia się dopiero w poniedziałek, albo we wtorek. W ekstremalnych sytuacjach człowiek kładzie się spać z nadzieją, że w środę, przy porannej kawie, znajdzie cokolwiek. Że otworzy przeglądarkę i zostanie oświecony przez czyjąś głupotę bądź pomysłowość i w ciągu kliku godzin spłodzi tekst, który będzie można rzucić na pożarcie czytelnikom.
Czasem jednak nie dzieje się nic. Nie dosłownie, oczywiście. Po prostu nie ma tematów, którym poświęcić by można więcej niż jeden akapit. Na nic gorączkowe przeglądanie newsów z ostatnich dwóch tygodni w poszukiwaniu choćby odrobiny natchnienia. Można próbować przekopać się przez zasoby Internetu wzdłuż i wszerz, a jedynym co się rzuca w oczy, to kolejna afera z ubekami w tle, ujawniona przez braci K. Problem w tym, że ten temat nadaje się do Faktu, a nie do portalu esportowego. Naczelny delikatnie przypomina o sobie na GG (jutro będzie mniej delikatnie), a ja wciąż nie mam tematu. Posucha i sezon ogórkowy.
Nie będę przecież pisał felietonu o zmianach personalnych w drużynach, bo to temat, delikatnie mówiąc, obciachowy. Jeden z drugim pół roku temu kończyli kariery, by zająć się życiem, a dziś powracają w blasku chwały. Swoją drogą, musieli mieć ciekawe to „życie”, skoro pół roku im wystarczyło. Inni zaś skaczą z kwiatka na kwiatek. Miesiąc tu, tydzień tam, a w wiadomościach trąbią o tym za każdym razem. Profesjonaliści – ciężko im chyba znaleźć równie profesjonalnych graczy. Na „złotą piątkę” szkoda mi już klawiatury. Ile to czasu minęło od mojego felietonu na ich temat – półtora miesiąca? Znowu bez organizacji. Uważam, że najlepiej byłoby założyć własną i nazwać się „ex-”, bo ich działania zaczynają przypominać „Modę na sukces” – w odcinku 4532: gracze ex-Vitriolic-Wicked-MYM-PGS wyruszają w poszukiwaniu ziemi obiecanej.
Idąc dalej, natrafiam na newsa o Facebooku. Pierwsza myśl – nawet newsmani mają ciężkie życie w tym okresie. Druga – parafrazując Norwida, esport sięgnął bruku. Ja rozumiem, że to marketing i w ogóle, ale żeby od razu Facebook? Mnie samemu byłoby wstyd uczestniczyć w tej popkulturowej papce Amerykanów, a co dopiero pchać w to całą organizację. W mojej szklanej kuli widzę już boom na strony klanowe MySpace i czekam z niecierpliwością na pojedynek na szczycie: PGS vs. Fx – kto zbierze więcej przyjaciół na Naszej Klasie. Chociaż z marketingowego punktu widzenia, najlepszym wyjściem byłoby założenie profilu na RedTube – uwaga mediów gwarantowana.
Widać, że nawet organizatorzy eventów się nudzą. CS i cycki - czemu nie? Jak pomyśleli, tak zrobili i w moskiewskiej kawiarence Click-Net oprócz zawodników CS-a pojawiło się też kilka pań, które nie mają oporów przed przyjmowaniem jednoznacznych pozycji w stroju topless. Szowinistyczna część mojego „ja” mówi: panie niczego sobie – pomysł fajny. Jednak pozostała część uważa, że całe wydarzenie z esportem niewiele miało wspólnego, a miało za zadanie jedynie wywołać zamieszanie wokół wspomnianego miejsca. W jednym z wywiadów, Sawik podsumował nagie panie na eventach esportowych jako uwłaczanie godności człowieka i ja się pod tym podpisuję. Hostessy są w porządku. Cycki zresztą też, ale nie podczas imprez esportowych. Koniec, kropka.
Grać też za bardzo nie ma w co. W COD4 ludzie znowu się nauczyli teleportować, a w BF2 ciężko znaleźć przyzwoitego conquesta (infantry ssie). W TF2 fajnie gra się tylko z kumplami, którzy ostatnio lubią zombiaki. W przypływie szaleństwa odpaliłem CS-a. Nie Source’a, jak to zwykle ma miejsce, ale 1.6. „Tylko biedronka nie ma ogonka”, potem parę headów po piętach i „quit” – nuda. AA3 nie będę sprawdzał, bo jeszcze z pół roku będą to łatać, zanim będzie zjadliwe, a w nowościach nie ma dosłownie nic. Dopiero za kilka dni pojawią się MW2 i L4D2 – o pierwszym tytule już pisałem, a do drugiego jakoś mnie nie ciągnie. W ten sposób nawet o grach napisać nie można, bo wszystko już było albo dopiero będzie.
Ciężkie jest życie felietonisty. Choćby człowiek stanął na głowie, to i tak na nic, bo jak na złość, nikt nie chce palnąć głupstwa, pokłócić się z ludźmi po fachu albo zrobić czegoś ciekawego. Później się czytelnicy dziwią w komentarzach: „nie macie już o czym pisać?”. Ano, nie mamy, chciałoby się odrzec, w tym właśnie problem. Można by wierzyć, że nagle wszyscy zaczęli działać logicznie i mówić prawdę, ale wydaje mi się, że to tylko cisza przed burzą, która zwiastuje lepsze czasy. Zarówno dla dziennikarzy, jak i dla czytelników.
Modern Warfare 2 PC: epic fail roku 2009? - poprzednia publikacja Jasona.
Wicked MYM - o perypetiach „Złotej Piątki″.
Bezdomna „Złota Piątka″ - o przyczynach odejścia najlepszej polskiej drużyny Counter-Strike'a z organizacji Virtiolic Gaming.
#1 | cwirek
2009-11-07 21:15:51
Po pierwsze, serwisy takie, jak Facebook pozwalają zainteresowac innych ludzi swoimi zainteresowaniami. Ja mojego kumpla zaraziłem MotoGP, wg mnie najciekawszą dyscypliną sportową, ever! :D Kilku na pewno zauważyło u mnie na "tablicy" informację o tym, że zapisałem się do fanclubu Valentino Rossiego czy MotoGP.
Po drugie, cycków (a raczej pięknych, jędrnych i krągłych piersi) nigdy za wiele. Nawet "piętnaście-tysięcy" to wiedzą ;-)
#2 | marikkkk
2009-11-07 23:54:06
#3 | conish
2009-11-08 10:48:32
@marikkkk ale w ql pocinasz
#4 | Phelot
2009-11-08 11:14:35
#5 | Siemys
2009-11-08 11:39:29
#6 | DAD
2009-11-08 14:52:40
#7 | skip
2009-11-14 16:08:54