Diamentowa afera - wstęp
Wiecie, jaka była największa wada Razera Vipera? Jego pochodzenie. Żmijka najzwyczajniej w świecie nie udźwignęła ciężaru bycia pierwszym optycznym produktem słynnej amerykańskiej firmy, co zaowocowało kiepskimi - biorąc pod uwagę oczekiwania związane z jej produktami - wynikami sprzedaży. Nie, żeby sama mysz była zła, jak każda miała swoje zalety i wady, ale wyczekujący na kontratak Razera gracze chyba nie do końca tego oczekiwali po twórcach kultowego Boomslanga (sprzedawanego do dzisiaj w różnych odmianach! niestety, nie w Polsce, przynajmniej nie w oficjalnej dystrybucji) czy nieodżałowanej Mamby. Dodatkowo wejście Vipera na rynek nastąpiło w czasie, gdy na rynku pojawiła się nowa mysz Logitecha - dopalone MX500, określone tym razem kodem MX510. Pięćsetdziesiątka była ulokowana w tej samej klasie cenowej co Viper (powyżej 200 złotych), będąc przy okazji pozbawioną największych wad swego konkurenta - nadmiaru wstecznej akceleracji i źle rozwiązanego trybu przechodzenia sensora w tryb spoczynku, co praktycznie uniemożliwiało Viperowi współpracę z niektórymi typami podkładek. Mówiąc krótko, Razer Viper nie spełnił oczekiwań potencjalnych klientów. I w sumie trudno im się dziwić, bo jeśli ktoś wydaje na mysz sumę, za którą mógłby kupić dwa IntelliMouse'y 4.0 w wersji OEM (nawiasem mówiąc będące bardzo udanymi następcami wypróbowanych i cenionych przez graczy 3.0a), ma prawo oczekiwać od swojego zakupy bezproblemowego działania. A z Viperem było trochę tak, jakby wydać 200 tysięcy złotych na zakup najnowszego modelu Mercedesa i ze zdumieniem spostrzec, że szyby w drzwiach opuszcza się za pomocą korbek. Gdyby mysz była ulokowana w innej klasie cenowej i do tego była produktem innej firmy - na przykład (nie przymierzając) Manty lub Tracera - mogłaby się okazać rynkowym hitem. Ale od Razera oczekuje się znacznie więcej.
Diamondback (z lewej) i Viper obok siebie. Zewnętrznie różnią się szczegółami, prawdziwa rewolucja miała miejsce pod obudową. |
Firma szybko spostrzegła swój błąd i zaczęła pracować nad nowym modelem. No, może nie do końca nowym. Inżynierowie i projektanci Razera postanowili nie wyważać otwartych drzwi i zamiast od razu wyrzucać całą konstrukcję na śmietnik, postanowili po prostu rozwinąć jej formę, jednocześnie usuwając z niej uporczywe wady. Tak powstała mysz na dobrą sprawę mogłaby zostać nazwana Viper 2.0, ale amerykańscy spece od marketingu postanowili nie dawać klientom szans na skojarzenie nowego modelu ze starym, który w niektórych kręgach (m.in graczy, będących przecież grupą docelową produktów Razera) niekoniecznie wyrobił sobie najlepszą opinię. W ten sposób Razer dochował swej tradycji, nadając najnowszej konstrukcji "imię" jednego z gatunków grzechotnika. Jak do tej pory tylko jedna z jadowitych myszek zyskała sobie miano kultowej - chodzi rzecz jasna o Boomslanga Teraz nadeszła kolej Diamondbacka. Czy oprócz diamentowych pleców założy on na swą mysią "głowę" koronę Króla Gryzoni?
Strona główna | Wstęp | Pierwsze wrażenie | Technikalia | W akcji | Diamondback a podkładki | Podsumowanie