W akcji
No dobra - na papierze i kalkulatorze specyfikacja myszy prezentuje się zachęcająco. A jak jest w praniu? Po instalacji na pierwszy ogień poszły oczywiście sterowniki. Nie byłem szczególne zaskoczony gdy odkryłem, że poza graficznym wyglądem okienek w zasadzie nie ma w nich zmian. No bo i po co zmieniać coś, co jest dobre i doskonale się sprawdza? Właściciele Viperów poczują się w zakamarkach Customizera Diamondbacka jak w domu. Mamy tu dostępne dokładnie te same opcje, co w poprzedniej wersji programu - czyli możliwość zaawansowanej regulacji czułości, od tradycyjnej po możliwość regulacji dla każdej osi z osobna, kontrolę akceleracji myszy, możliwość przypisania funkcji poszczególnym przyciskom, ustawienia szybkości scrolla i wreszcie sławną opcję On-The-Fly Sensitivity. Umożliwia ona zmianę czułości myszy "w locie", w Diamondbacku odbywa się to domyślnie przez wciśnięcie jednego z bocznych guzików i przesunięcie rolki w górę lub w dół. Nawet mimo wspomnianych przeze mnie wad tychże przycisków jest to ogromna zaleta i spore ułatwienie w procesie dostosowywania się do nowego sprzętu. Nie musimy bowiem co chwila poprawiać czułości w ustawieniach systemowych czy też grzebać w configu ulubionej gry - wystarczy pokręcić rolką i gotowe.
Razer Customizer. Na dużym zdjęciu widać kolejno panele do sterowania czułością, rolką i przypisywania funkcji przyciskom. |
Między innymi dzięki możliwościom oferowanym przez sterowniki Diamondback okazuje się myszą bardzo łatwą do okiełznania i zmuszenia do pracy w sposób wymagany przez konkretnego użytkownika. W przeciwieństwie do Vipera, którego konfiguracja zajmowała godziny (zwłaszcza w przypadku niskich ustawień czułości) i nie zawsze udało się osiągnąć pożadany efekt, nowy Razer jest bardzo elastyczny i po godzince-dwóch grania każdy powinien znaleźć optymalne dla siebie ustawienia. Przy okazji obalony został mit, jakoby produkty Razera nadawały się tylko dla highsensowców - Diamondback przypadnie do gustu także graczom używającym niskich czułości. Ta łatwość dostosowania jest nieco usypiająca, sprawia że w przypadku przesiadki z myszy podobnej klasy z początku ciężko wyczuć technologiczne różnice. Ale z każdym kolejnym strzałem i sfragowanym przeciwnikiem nabiera się przekonania, że ponad 200 złotych nie zostało wyrzucone w błoto. W odróżnieniu od Vipera, który porażał wulgarnością i brutalnością formy, ale okazywał się pod wieloma względami papierowym tygrysem, Diamondback mimo agresywnej jak na mysz stylizacji zachowuje wszystkie najlepsze cechy zwykłych, szaroburych gryzoni - jest wygodny, szybki i przede wszystkim chirurgucznie dokładny. Nie ma tu mowy o jakiejkolwiek akceleracji wstecznej czy momentach, kiedy kursor bądź celownik zachowa się nie tak, jak w danym momencie mu rozkażemy. Mysz przeszła u mnie naprawdę cięzkie testy, bo akurat na niepożądane efekty (w tym wszelkie rodzaje niechcianego przyspieszenia i niedokładności) jestem po prostu uczulony. A tym gryzoniem po odpowiednim treningu dałoby się nawet pisać :) Może odrobinkę przesadzam, ale ta precyzja jest uzależniająca. Nagle najtrudniejsze manewry w Quake'u III stały się łatwiejsze, wykonuje się je o wiele płynniej niż w przypadku myszy o niższych rozdzielczościach, a celowanie z dowolnej broni nie stanowi żadnego problemu. Tak zwane "flickshoty" (strzały polegające na nagłym machnięciu myszą w stronę określonego celu i błyskawicznym powrocie do pierwotnej pozycji), niemożliwe do wykonania za pomocą poprzednika, tu są czymś normalnym i wykonywanym zupełnie naturalnie - jakbyśmy machali ręką. Wirtualni skoczkowie w DSJ czy Skokach Narciarskich cały czas pozostają pod idealną kontrolą i absolutnie nie ma mowy o spadnięciu na bulę lub utracie wysokości z powodu niedomagania urządzenia sterującego (co jest powszechne np. w myszkach kulkowych, zwłaszcza niższej klasy, oraz wszystkich optykach z dolnej półki). Diamondbacka używałem też do... toczenia chomika zamkniętego w kulce w grze Hamsterball i tam również spisywał się świetnie - malutki gryzoń niemal natychmiastowo i bez zająknięcia reagował na polecenia większego gryzonia :) Nie mogę nie wspomnieć o wszelkiego rodzaju symulacji bilardów, takich jak Carom 3D czy World Championship Snooker, w które też pogrywam. Także w tego typu grach Razer Diamondback robi dokładnie to, czego oczekuje od niego użytkownik. W przypadku Caroma bodaj najbardziej odczułem różnicę wynikającą z przesiadki z IntelliMouse'a 3.0a, dysponującego rozdzielczością 400dpi, na 1600 mysich koni "pod maską" Diamondbacka. Podczas celowania kij przesuwał się dosłownie o pojedyncze piksele. Kapitalne.
Razer na Steelpadzie 3S. Nieco podwinięte do góry, duże przyciski ułatwiają trzymanie myszy podczas szybkiej gry. |
Rzecz jasna w dużej mierze zależy to od ustawień czułości - ale przy każdym z testowanych przeze mnie (a było ich naprawdę sporo, zwłaszcza w pierwszych dniach testów) wariantów wszystko było w jak najlepszym porządku. Ostatecznie zdecydowałem się na wybranie najniższej z dostępnych w sterownikach myszy i opcję "nieco poniżej środka" w sterownikach systemowych (ta sama wartość, jakiej używam na codzień z IE), choć nierzadko zdarzało mi się płynnie przełączać się między kilkoma różnymi czułościami. Zdarza się tak na przykład podczas gry w jedną grę kilku graczy przyzwyczajonych do innych ustawień - wtedy z pomocą przychodzi On-The-Fly Sensitivity i już granie w takiego Caroma 3D z jednego komputera nie wymaga przestawiania czegokolwiek w samej grze. Celowo wspomniałem akurat o Caromie, a nie żadnym z FPS'ów, bo w tym popularnym online'owym bilardzie nie ma opcji zapisywania ustawien w pliku .cfg. Ponadto czułość myszy zmienia się "na wyczucie", bo jest ona reprezentowana na ekranie tylko przez dość długi pasek przesuwu. Szybki powrót z jednej czułości do drugiej jest zatem utrudniony, ale nie dla właścicieli Diamondbacków - właśnie w takich sytuacjach On-The-Fly pokazuje wszystkie swoje walory.
Strona główna | Wstęp | Pierwsze wrażenie | Technikalia | W akcji | Diamondback a podkładki Podsumowanie