Technikalia
Pora napisać kilka słów o daniu głównym, czyli myszy. Na pierwszy rzut oka tylko nieznacznie różni się ona od Vipera. Przede wszystkim jest od niego dłuższa - projektanci Diamondbacka postanowili dołożyć kilka centymetrów w strefie, która i tak wyróżniała się rozmiarami w poprzedniku - imponujących rozmiarów przyciski zostały jeszcze wydłużone, przez co gryzoń nabrał nieco spłaszczonego wyglądu, a zupełnie odmiennie "wystylizowana" przednia część nadała mu jeszcze bardziej agresywny, wężowy wygląd. Zmienił się także kształt wspomnianych przycisków. Zostały one inaczej wyprofilowane. Ich boczne części po skrajnych stronach zostały nieco "podwinięte" do góry, przez co uzyskano wygodniejsze oparcie dla palców. To plus. Za to z początku zupełnie nie mogłem przyzwyczaić się do rolki - w wyniku przedłużenia przycisków została ona naturalnie przesunięta nieco do przodu, przez co jej kontrola odbywa się za pomocą samej opuszki palca, nie jego środkowej części (jak np. w IE 3.0a lub Viperze). Na szczęście po kilku dniach nabrałem przekonania do łypiącego czerwonym kolorem "oczka", które jednocześnie służy jako jeden z siedmiu przycisków. Tak, dobrze przeczytaliście - Diamondback ma aż siedem przycisków. Z nimi wiąże się jednak największe ergonomiczne nieporozumienie, z jakim miałem do czynienia od czasu "przesiadki" z tanich myszy kulkowych na droższe modele optyków. Dokładnie chodzi o te umieszczone po bokach myszy. Ich obsługa jest zupełnie nienaturalna i nieintuicyjna, wręcz niewygodna. Przyciski po lewej stronie myszy to jeszcze pół biedy - dzięki odpowiedniej gimnastyce dłoni po kilku dniach użytkowania da się w miarę opanować ich obsługę. Za to te umieszczone po prawej stronie są przeznaczone chyba tylko dla ludzi z gumowymi stawami. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić ich użycia w trakcie np. szybkiej akcji w grze FPP. Nacisnięcie ich małym palcem jest w miarę wygodne dopiero po zsunięciu części dłoni z prawego przycisku (co już jest czynnikiem dyskwalifikującym w grach). Dzieje się tak nie tylko za sprawą ich bardzo nieszczęśliwego umieszczenia, ale też dlatego, że są one niejako wkomponowane w ładny, gumowy pasek "antypoślizgowy" dla dłoni, pełniący jednocześnie funkcję ozdobną, z efektownie przenikającym światłem sensora. Z owego paska wystają w zasadzie tylko małe kropki, mające chyba w założeniu pełnić rolę właściwych przycisków (w praktyce przez pierwsze godziny użytkowania obcierały mi palce). Dodatkowo skok guzików jest bardzo mały, co stanowi kolejny minus. Pewnym usprawiedliwieniem dla projektantów może być fakt, że mysz jest w dalszym ciągu symetryczna, przez co będzie tak samo wygodna dla graczy lewo, jak i praworęcznych - wtedy przyciski po prawej stronie nadają się do użytku pod warunkiem trzymania myszy w lewej ręce. Ale zarzuty względem ich obsługi są w obu przypadkach dokładnie takie same, zmienia się tylko strona.
Rzut oka na myszkę - zwróćcie uwagę na pozycję bocznych przycisków (ciemniejszy fragment bocznego paska). |
Poza nieszczęsnymi przyciskami ergonomia myszy jest naprawdę bardzo dobra, co dodatkowo potęguje frustrację z powodu oczywistej gafy projektantów. Lekko spłaszczona i łagodnie opadająca w dół tylna część Diamondbacka świetnie spełnia rolę stabilizatora dla środkowej części dłoni. O głównych przyciskach nie będę się wypowiadał, bo moim zdaniem ten sposób ich wykonania i umieszczenia powinien stać się standardem. Są po prostu wygodniejsze niż w konkurencyjnych produktach, włącznie z Logitechem, który w swym MX500/510 przegrywa z Razerem głównie doborem materiału do ich wykonania. W opisywanym przeze mnie produkcie są one pokryte przyczepną gumą, która zapewnia odpowiednie trzymanie nawet bardzo spoconej dłoni (co w znaczący sposób wpływa na wygodę grania), podczas gdy konkurenci jak jeden mąż forsują rozwiązanie z bardziej lub mniej miękkim plastikiem. Bardzo często powoduje to konieczność mycia rąk po każdym bardziej emocjonującym pojedynku, bo dłoń zaczyna nieprzyjemnie lepić się do myszki lub po niej ślizgać. W warunkach turniejowych, gdzie gracze są nierzadko "gonieni" mecz za meczem bez przerwy może to stanowić spory problem - doświadczyłem tego z moim IE 3.0a na WPPG, gdzie dodatkowo temperatura panująca na sali była dość spora, co sprzyjało poceniu się dłoni. Posiadacze Diamondbacka nie zetkną się z tym problemem, niezależnie od stanu ich rąk będą mieć zapewnione idealne trzymanie myszy, wspomagane jeszcze przez wspomniane przeze mnie boczne pasy. Zastanawia mnie tylko, po co w miejscu, gdzie powinno znajdować się odpowiednio duże oparcie dla kciuka i małego palca, projektanci Razera umieścili dwa małe wgłębienia, w które idealnie wpasują się co najwyżej palce kilkuletniego dziecka? Logitech MX500/510 z bardzo dobrze rozwiązanym podparciem kciuka jest w tej konkurencji o klasę z przodu. Oprócz tego mysz jest bardzo lekka, najlżejsza ze wszystkich obecnych na rynku, co dodatkowo podnosi komfort operowania nią.
Dwie generacje myszek: Razer Diamondback obok IntelliMouse'a 3.0a Microsoftu. |
W porównaniu z poprzednikiem w Diamondbacku zaszła jeszcze jedna istotna zmiana, jeśli chodzi o elementy zewnętrzne - ślizgacze. Są one co prawda wykonane z tego samego teflonu co w Viperze, ale ich powierzchnia jest o wiele większa, co dodatkowo poprawia i tak bardzo dobre "właściwości trakcyjne" myszki. Małe kropki zmieniono w dość spore łuki, przy czym największy jest ten umieszczony w tylnej częsci myszy. Ma to uzasadnienie, gdy weźmie się pod uwagę pozycję dłoni na niej - większa część cięzaru w Diamondbacku opiera się właśnie z tyłu, więc zastosowanie właśnie tam większego ślizgacza jest jak najbardziej logiczne - po prostu będzie on ścierał się wolniej. Jedyne co denerwuje, to milimetry odstępu między ślizgaczami a wgłębieniami w obudowie, w które zostały wklejone. To idealne miejsce do gromadzenia się wszelkiego brudu i kurzu, więc trzeba będzie zadbać o higienę myszki.
Po odwróceniu myszy uwagę zwraca przede wszystkim zwiększona, względem poprzednika, powierzchnia ślizgaczy. |
I w końcu najważniejsze - udoskonalenia techniczne Diamondbacka w porównaniu do Vipera są naprawdę wyczuwalne od pierwszego kontaktu z myszą. Rozdzielczość 1000dpi i 2300 obrazów na sekundę wykonywanych przez sensor Żmiji brzmią jak dane z innej epoki przy imponujących 1600dpi i aż SZEŚCIU I PÓŁ TYSIĄCACH klatek na sekundę. Konkurencja zostaje w tyle, na czele z flagowym obecnie MX510 Logitecha (bo nie oszukujmy się - nie widzę większych szans, by MX 1000 Laser przyjął się jako sprzęt dla graczy, zresztą dysponuje ona rozdzielczością "zaledwie" 1000dpi), który pod względem rozdzielczości optycznej wyraźnie przegrywa z nowym Razerem, dorównując mu jedynie w szybkości przetwarzania danych. W przypadku obu myszek wynosi ona 5,8 megapikseli na sekundę. Już same suche cyfry pokazują zatem, że firma Karna Precision zabrała się ostro do roboty, by poprawić niedoskonałą optykę Vipera. Ale to wciąż nie wszystko. Największą wadą Żmiji był bowiem wcale nie układ optyczny, ale sposób przesyłania danych, konkretnie stosunkowo niewielka szybkość transmisji danych "po kablu", co w efekcie powodowało tak denerwującą akcelerację wsteczną. Przez to Viper nie nadawał się praktycznie dla graczy stosujących niskie czułości, którzy wykonują częste i gwałtowne ruchy myszką po podkładce - przyspieszenie, przy którym pierwszy optyczny Razer odmawiał posłuszeństwa było dla nich po prostu zbyt małe. Ale to już przeszłość. Konstruktorzy Diamondbacka zwiększyli liczbę bitów w przesyłanym pakiecie do szesnastu. Dla porównania - najgroźniejszy rywal, czyli tak często przeze mnie wspominany Logitech MX510, wysyła "paczki" zawierające po 12 bitów. Ale co to oznacza w praktyce? Wszystko sprowadza się do prostej matematyki, z której wynika że nowy produkt Razera może poruszać się po podkładce z maksymalną szybkością 40 cali na sekundę (tyle co MX510). Po przeliczeniu dość obcej nam jednostki długości, jaką jest cal, wartość ta wynosi około 1 metra na sekundę. Pomijając fakt, że mało kto ma w swoim domu metrową podkładkę (może poza maniakami z ultrapowiększonymi wersjami Destrukt Padów i Allsopów, niezwykle trudno byłoby doprowadzić do sytuacji, w której potrzebna byłaby większa prędkość. Do tego mysz wytrzymuje "przeciążenie" do 15g i według danych producenta czas reakcji na nasz ruch będzie wynosić tylko 1 milisekundę (przy aż 10 do 15 ms dla Logitecha). Wow!
Z tej perspektywy Diamondback zdaje się "szczerzyć kły" do użytkownika :) |
W tym miejscu wspomnę jeszcze o jednej ciekawostce - mianowicie podkręcaniu myszy przez modyfikację sterownika portu USB. Jak wspomniałem, standardowo jego prędkość jest ustawiona na 125Hz, ale według moich prostych kalkulacji (od kiedy to ja jestem dobry z matmy? :), dla myszy o rozdzielczości optycznej 1600dpi maksymalna wartość, przy której sprzęt powinien spisywać się poprawnie, oscyluje wokół... 500Hz. Zapewnia to rzecz jasna jeszcze większą precyzję i płynność ruchów (a granicznego przyspieszenia bez możliwości wystąpienia wstecznej akceleracji nawet nie spróbuję policzyć). Ale to jeszcze nic, słyszałem plotkę o Diamondbacku działającym poprawnie z szybkością portu 1000Hz! Niestety, w żaden sposób nie było mi dane sprawdzić, jak to naprawdę działa - specyfika mojego systemu nie pozwoliła mi pobawić się podkręcaniem portu - a szkoda.
Strona główna | Wstęp | Pierwsze wrażenie | Technikalia | W akcji | Diamondback a podkładki Podsumowanie