Cienie przygnębienia: koniec
Minął tydzień odkąd Ulrak wyruszył w stronę Istarenu - jednego z największych miast Orc'ów. Od celu dzieliło go zaledwie parę dni wędrówki. Przez cały ten długi marsz nie natknął się na ani jeden oddział, czy choćby jednostkę, Nieumarłych. Tymczasem miasto miała już oblegać cała ich armia. Dotychczasowa wędrówka nie sprawiała większych problemów, prócz małej walki z nienaturlanie wielkim niedźwiedziem Ulh nie napotkał trudności. Cały czas czuł jednak, że w powietrzu wisi coś złego - prócz drapieżników nie było w lesistej krainie, którą przebywał, żadnych zwierząt: saren, dzików, zajęcy czy choćby nawet kóz.Zmęczony kolejnym dniem wyprawy przysiadł na odrąbanym pniu wielkiego drzewa. Od miejsca, w którym siedział, aż do samego Istaren nie było drzew - wszystkie zostały ścięte przez Orc'ów na potrzebę miasta. Dziesiątki kilometrów wyrąbanego lasu mogą wydawać się okrucięnstwem, prawdą jest jednak iż Orc'owie ekonomicznie obchodzili się z lasem. Gdyby Istaren było miastem ludzkim dawno nie byłoby w promieniu setek mil żadnego lasu.
Ulh wyciągnął i położył na ziemi broń, po czym przyszykował się do zjedzenia części zabitego jeszcze parę dni temu niedźwiedzia. Mięso było już nieświeże, miało lekko niemiły zapach. Zabrał się jednak do jedzenia gdyż nie miał najmniejszej ochoty szukać nowego pożywienia. Gdy tak przeżuwał gumiaste kawałki surowego mięsiwa poczuł oddech na swoich plecach. Odwrócił się energicznie, po czym niemal nie przewrócił z przestrachu. Stał przy nim ten sam Gargoyle, który najpierw zabił jego mistrza Mineroka, a potem zrzucił go w czasie lotu na drzewa w lesie.
- Czego znowu chcesz pieprzony zdrajco?! - wypalił bez zastanowania.
- Ja nie być zdrajca. Ja ratować Orc. Śśśściagać nas banda złych Gargoyle... Ssssssss....
Teraz Ulrak zauważył obdarte skrzydło stwora i mocno zakrwawiony tułów. Najwidoczniej stoczył z kimś walkę, jak się wydaje - wygrał ją. W końcu nie jest jeszcze zimnym trupem. A właściwie to jest czy nie? Przecież jest Nieumarłym.
- Teraz także być śśściganym. Orc mussssieć uciekać. Nieumarli śśścigać. My musssieć leccc...Aaaaaaachssssssssss!! - coś chrupnęło w ciele Gargoyle'a. Z brzucha poczęła bardzo obficie płynąć krew. Potwór padł na mordę odsłaniając stojącego za nim Akolitę. Ulh czym prędzej uniknął lecącego w jego stronę magicznego pocisku, łapiąc przy okazji za broń. Stanął na nogi i obserwował stojącego jakieś 10m od niego Akolitę.
- Musi was tu być więcej skurczybyki. Pożałujecie, że zadarliście z Orc'ami!! - wykrzyczał w stronę ponurej postaci. Poczekał, aż Akolita wystrzeli kolejny pocisk, uniknął trafienia robiąc dość zgrabny jak na Orc'a piruet i czym prędzej dopadł bezbronnego przez kolejne parę sekund Nieumarłego. Poszło szybko: jeden cios w nogi, który zwalił przedzielonego na dwie części biedaka na ziemię; drugi w głowę, trafiając jednak tak by ją rozłupać raczej niż odciąć. Nie rozglądając się za kolejnymi trupolami schował topór za pas, poprawił zbroję i pobiegł do lasu. Serce łomotało mu tak szybko jak wtedy gdy był raniony przez ludzkiego rycerza. Zmobilizował się na jeszcze szybszy bieg, już prawie dotarł do pierwszych drzew gdy wtem drogę zastąpiły mu dwa Gargoyle'e. Tak jak sądził, nie zajęły go interesującą rozmową, prawie natychmiast ruszyły do ataku. Pierwszy, który do niego dofrunął zamachnął się wielkimi szponami, nie trafił jednak w schylającego się Ulha. Ten tylko czekał na falstart wroga: zrobił 180stopniowy obrót i wbił topór Gargoyle'owi prosto w precy. Gnida padła na ziemię nie dając żadnych oznak życia. Zapomniwszy o drugim stworze Ulrak uśmiechnął się paskudnie, a po paru sekundach poczuł ogromny ból w lewym udzie. Na piękną, zroszoną trawę pełną mrówek z pobliskiego mrowiska, chlapnęła krew. Orc spojrzał najpierw na bestię, która chlasnęła go znienacka, potem na nogę która wyglądała paskudnie. Z rozdartego uda wychodziły na wierzch poszarpane mięsnie, gęsto toczyła się ciemna krew.
- Zapieprzę cię plugawa świnio!!!
Rzucił w Gargoyle'a swoim wielkim, zdobionym, robionym w jednej z najlepszych wojennych kuźni toporem. Lecąca broń świszczała rozrywając powietrze. Kręciła się szybko, aż w końcu wbiła w klatkę piersiową zdumionego stwora. Czysty przypadek można rzec, nikt dotąd nie próbował rzucać tej wielkości toporami.
Ulrak padł na rzyć, złapał się za nogę i głośno zaryczał. Wiedział, że ściągnie na siebie jeszcze więcej Nieumarłych, nie mógł się jednak z bólu powstrzymać. Noga była niezdolna do ruchu, do rany można było spokojnie włożyć całą pięść. Nad głową przeleciało mu stado Gargoyle'i, trzy z nich widząc zmasakrowane ciała pobratymców i rannego Orc'a odłączyły się od grupy i wylądowały przed nim. Beż żadnych ceregieli podszedł do niego największy, z czerwonymi kreskami na nogach, złapał go szponami i odlecieli.
W ciągu pięciu godzin lotu Orc zaznajomił się już z myślą o rychłej śmierci. Zapewne stracił tyle krwi, że za jakiś czas całkowicie opadnie z sił. Po chwili zobaczył gęste smugi dymu przecinające niebo. Nie minęło dziesięc minut jak zza horyzontu wyłonił się widok rozpalonych wiosek pod murami Istarenu, zburzonych na drobny mak części muru oraz szalejących wewnątrz miasta pożarów. Gargoyle obniżył lot i zawisł z Ulhem nisko nad miastem. Ulrak dostrzegł setki poukładanych na stos, palących się częściowo ciał Orc'ów. Zobaczył zżerające niektóre zwłoki Plugastwa. Widział także dziesiątki ciał Elfów, które zapewne próbowały razem z Orc'ami toczyć bój przeciwko straszliwej potędze Nieumarłych.
- Widziszzzz to wszystko Orc'u? Widzisz sssswój ród? Widziszzzz swoją klęsskę? Daremnie było ssię rodzić. Daremnie było uczyć ssssię walki. Jessssteście niczym przy potędze Nieumarłych. - nieoczekiwanie przemówił do Ulha Gargoyle, po czym puścił go. Orc spadł z wysokości mniej więcej piętnastu metrów wprost na dach częściowo zburzonego szałasu. Burząc go całkowicie runął na stół w środku. Ulrak żył jeszcze, nie mógł się jednak w ogóle poruszać.
- Już nie będzie czasu... - pomyślał plując krwią. - Mój czas nadszedł, tak jak czas wszystkiego co żyje na tutejszym świecie. Sssskurczybyki syczące.
Orc jeszcze parę razy zakasłał, zachłysnął się krwią i przestał oddychać. Z jego oka powoli spłynęła łza lądując na zakurzonym i pokrwawionym stoliku.
- Wcale nie. - pomyślał po raz ostatni - Warto było żyć, warto było istnieć. - po czym umarł. Zobaczył szerokie, czarne i długie schody prowadzące do niesłychanie rażącej jasności. Teraz ona była celem jego wędrówki.
Wszystkie części opowiadania "Cienie
przygnębienia":
:: Pilot :: - :: Odcinek I :: - :: Odcinek II :: Odcinek III :: Koniec ::
#0 | sxl
2004-01-01 15:35:18